RZYM 104

RZYM 104



Kilka osób obejrzało się na mnie, bramkarz rzucił nu bardzo dziwne spojrzenie. Pewnie się zastanawiał, ile wódy zdążyłam w siebie wlać. Zakrwawiony chłopak śmignął do mnie jak mglista smuga. Na jego twarzy malował się wy raz ogromnej ulgi.

-    Dzięki Bogu! Nikt mnie nie słucha, a moja dziewczy na umiera! Nie wiem dlaczego wszyscy mnie ignorują...

Cholera. Jedyny świadomy duch, którego spotkałam, doskonale wiedział, że nie żyje. Większość była zaledwie nikłym odbiciem swojej ludzkich postaci, wciąż bezmyśl nie odtwarzającym jakieś wydarzenie z przeszłości, a nie przerażonym i zdezorientowanym gościem, który nie m;i pojęcia, dlaczego nikt nie zwraca na niego uwagi.

-    Gdzie ona jest?

Nie wiedziałam, czy jest sens coś robić. Jego dziewczymi mogła umrzeć nawet lata temu. Jednakże chłopak miał na sobie współczesne ciuchy, kolczyk w brwi i przekłuty język. Wyobraźcie sobie, że w ten sposób przechodzick do wieczności.

-    Tutaj! - Duch rzucił się do drzwi, podczas gdy ja mu siałam przepchnąć się przez długą kolejkę ludzi.

-    Szukam mojego chłopaka - wyjaśniłam w odpowiedzi na wrogie spojrzenia. - Wiem, że jest w środku razem z tą zdzirą, z którą pracuję.

Kobiety od razu stanęły po mojej stronie. Popchnę!)' mnie do przodu z okrzykami zachęty: „Dorwij go, kocha na!”. Bramkarz nawet nie poprosił mnie o dowód. Najwy raźniej wyglądałam na więcej niż dwadzieścia jeden lat.

Martwy chłopak zaprowadził mnie do drzwi w odległej części klubu, tuż przy toaletach. Były zamknięte na klucz, i Ir kiedy zdrowo nimi szarpnęłam, zamek puścił. Za nimi ukazał się wąski, nieoświedony korytarz i kolejne drzwi. Aha, prywatny pokój, całkowicie dźwiękoszczelny. Ogłu-

ijący łoskot muzyki prawie tutaj nie docierał.

Duch zniknął mi z oczu. Zobaczyłam tylko siedzącą im krześle dziewczynę, zwróconą twarzą do drzwi. Raczej nie groziło jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Chyba żeby n/nać malowanie paznokci u nóg za ryzykowne dla życia. Na mój widok szeroko otworzyła oczy.

Jak się tu dostałaś? To miejsce tylko dla członków I łubu!

Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam odznakę, jedną z wielu, które ze sobą nosiłam.

- Policja, cukiereczku - oznajmiłam. - Należę do każ-lego klubu.

Ruszyłam do drzwi znajdujących się za jej plecami. I >/.iewczyna potrząsnęła głową i wróciła do malowania |uznokci.

-    Nie radzę tam wchodzić. Ale to twoja sprawa.

Po tym wątpliwym wyrazie troski nałożyła kolejną war-iwę różowego lakieru na paznokieć dużego palca u nogi. ' tworzyłam drzwi. W środku był duch chłopaka. Wska-,il na nieprzytomną dziewczynę w ramionach wampira.

-    Proszę, pomóż jej!

W pomieszczeniu znajdowało się sześć wampirów. Czu-I mi, że żaden nie jest starszy ode mnie - licząc lata, kiedy hyli jeszcze ludźmi. Na podłodze leżały dwa ciała. Jedno

nich należało do ducha chłopaka, krążącego z rozpaczą wokół dziewczyny, którą właśnie się pożywiano. Wciąż )<szcze żyła, ale sądząc po pulsie, była bliska śmierci.

115


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
RZYM 104 Do moich stóp rzucono jakiegoś szlochającego człowic ka. Spojrzałam na niego pogardliwie i
RZYM 104 się w tej sytuacji trochę nieswojo, na szczęście, Bones szyi) ko wrócił. Przesunął dłońmi
RZYM 104 Do moich stóp rzucono jakiegoś szlochającego człowic ka. Spojrzałam na niego pogardliwie i
57158 RZYM 104 Do moich stóp rzucono jakiegoś szlochającego człowic ka. Spojrzałam na niego pogardl
57801 RZYM 104 SIEDEMNASTY Zerwałam się na równe nogi. —    O cholera! - W panice pr
RZYM 103 gdyby łan zdecydował się potwierdzić plotki na temat mo jego wyglądu. Nie chciałam, żeby k
RZYM 104 że to dobry pomysł? Dlaczego pozwoliłam, żeby niepo hamowana żądza zemsty na ojcu kazała m
RZYM 104 -    O czym? - W moim głosie pojawiła się lodowani 1 nuta. - Co, w cał

więcej podobnych podstron