126 Harold Pinter
McCANN
Och, naprawdę? Bardzo żałuję.
STANLEY
Tak, chcę obchodzić urodziny po swojemu, po cichu.
Stoją naprzeciw siebie.
Może da mi pan przejść...
McCANN
Ależ wszystko już przygotowane. Mają być goście.
STANLEY Goście? Jacy goście?
McCANN
No, choćby ja. Miałem zaszczyt być zaproszony. (zaczyna gwizdać jakiś szlagier)
STANLEY (oddala się od niego)
Ja bym nie nazywał tego zaszczytem. Pewnie będzie pijatyka i tyle.
Stanley gwiżdże ten sam szlagier co McCann. Obaj gwiżdżą podczas następnych pięciu replik, przy czym gdy jeden mówi, drugi gwiżdże, a w przerwach gwiżdżą razem.
McCANN
Ale to jest zaszczyt.
STANLEY
Moim zdaniem, przesada.
McCANN
O, nie. Moim zdaniem to zaszczyt.
STANLEY
Moim zdaniem to bzdura.
McCANN O, nie.
Patrzą jeden na drugiego.
STANLEY
Kto jeszcze jest zaproszony?
McCANN Pewna młoda dama.
STANLEY Tak? I?
McCANN Mój przyjaciel.
STANLEY Pański przyjaciel?
McCANN
Tak jest. Wszystko już przygotowane.
Stanley okrąża stół i idzie do drzwi, McCann zagradza mu drogę.
STANLEY
Przepraszam.
McCANN Dokąd pan idzie?
STANLEY
Wychodzę.
McCANN
Czemu pan nie zostanie?
Stanley oddala się od niego, podchodzi do stołu od prawej. STANLEY
Więc pan tu jest na urlopie?
McCANN Na krótkim urlopie.
Stanley bierze do ręki jeden ze skrawków gazety. McCann podchodzi do niego.
Niech pan tego nie rusza.
STANLEY Co to takiego?
McCANN
Niech pan nie rusza. Niech pan to odłoży.
STANLEY
Wydaje mi się, żeśmy się już kiedyś widzieli.
McCANN
Nie, nie widzieliśmy się.
STANLEY
Był pan kiedyś w Maidenhead?
McCANN
Nie.
STANLEY
Jest tam cukiernia Fullera. Chodziłem tam na herbatę.
McCANN Nie znam.