na całe dni powieki, by widzieć was, by wami się upajać. Uciekam w jaskinie ze złotym swoim cielcem i boską cześć oddaję bałwanowi. A gdy wychodzę na światło, wzgardą i gniewem w proch skruszywszy bożka, — o! ta radość władania nim i sobą! — Żelazną ręką dławię zachwyt i pragnienie, plwam na cudne oczy, urągam piersi dyszącej — smagam twarz jedyną — jedyną — napawam się jej bladością i rumieńcem, jej upokorzeniem i szalem...
Chcę cię smagać, smagać, smagać, aż dosmagam się w tobie tego bezwzględnego bólu, który ducha budzi nawet w zwierzęciu. Chcę dokatować się w tobie jęku z najgłębszych otchłani, z tej przepaści nędzy, gdzie się chroni dusza zadowolonych i sytych. Chcę zbudzić w tobie ducha — o ty, który mi objawiłeś ciało, — zbudzić ducha i straszną jego mękę i jego posłuszeństwo mej woli — która jest twoim przeznaczeniem.
Czysta byłam przed tobą, nietknięta przerażającą mocą kochania — tej okropnej, brutalnej miłości, która gardzi i wyje pożądaniem. — Jak płaty wiosennego kwiecia padały na mnie tamte kochania. — Nawiał je wiatr — i wiatr ode mnie odgonił. — Ale ty!
Szarpnąłeś mnie cynicznem wyznaniem — i nie zabiłam cię. Pod mymi oczyma tarzałeś się w grzechu — i nie zabiłam cię. Padłeś mi do nóg wstydu pełen i szaleństwa — i nie zabiłam cię.
Tylko od tych obrazów rozpaliła się moja krew ogniem nieczystym — piekielnym, wiecznym pożarem zakazanej żądzy — i umieram. 1 umrę, jeżeli ty nie padniesz z mej ręki.
Pokalałeś mnie oczyma swymi — i musisz zginąć. Pokalałeś mnie palącym bluźnierstwem słów — i musisz zginąć. — Pokalałeś mnie zniewagą dotknięcia — i nie ma tortury, której nie wymyślę dla ciebie. Nie ma zemsty, zdolnej wyczerpać moją żądzę nienawistną. Nie ma konania dość długiego, by okupiło konanie mego ducha w szale tego pożądania, w otruciu żądzą ciebie.
1 to, że skrzydło ptaka niebieskiego nie zakryło nigdy naszych głów. Ze nie poznały dusze nasze ani drgnienia wieczności wspólnej; że nie pachniały nam zboża w słońcu i nie zaszumiał nad nami las i nie otoczyły ciszą łąki wieczornymi mgłami dymiące, — że nic prócz brudu i nędzy miasta nie było wokoło nas. Ze wśród brzydoty, jak w pustynnym kraju naftowe źródła, buchały lawy naszych żądz — zwierzęcych żądz —
nie zazna dusza moja nad tobą zmiłowania, — nie rozluźni zaciśniętych szponów dreszcz litości, — nie zamroczy pałających oczu żal--
Umrzyj, ty, którego istnienie zabija moje, — a nie jest warte jednej jego chwili. — Bezduszny demonie
199