164
pniej. Andrzej,'jak tylko wody cokolwiek opadły, na całe dni zaczął przepadać z domu, wracał tylko na krótko, by złożyć w lodowni gdzieś tam przez kogoś złapane ryby. Jeśli zostawał, cały czas spędzał śpiąc lub jedząc nadmiernie. Niuster, który za pierwszym takim wyjazdem powrócił z nim do domu, pod tym względem naśladował ojca, czasami tylko siadał pod słupem i wiązał sieć, nucąc piosnkę. Andrze-jowa, nie mając z kim się kłócić i na kogo gderać, gdyż i dzieci wciąż prawie bawiły się na dworze, zaczęła napadać na Simaksin, ale słabą z niej miała pociechę. Mirjaczka, pod wpływem wzruszenia, szybko i dokładnie powtarzała jak grad sypiące się na nią wyrzuty, przysiadając przytem na ziemi ruchem powolnym, podobnym do krążenia po izbie rozgdaka-nej kokoszy.
Paweł, któremu te widowiska przyjemności nie sprawiały, wynosił się natychmiast z jurty i szedł bawić się z dziećmi, lub odwiedzić Tunguza. Stary pod niebytność Andrzeja, wypędzony z domu przez gospodynię, która od pewnego czasu nie mogła go znosić, przenosił się ze swcim skórzanym namiotem z jednego końca dziedzińca w drugi. Co dni kilka widział Paweł, jak zbierali z żoną swoje manatki, jak je stary, związawszy w węzeł, ładował na plecy Upaczy i biorąc kij w ręce, szedł przodem, wiodąc ją uroczyście, by znowu o kroków kilka rozbić namiot. Upacza na miejscu przyszłego ogniska układała wianek z płaskich kamieni, nad nim stawiała drewniany, ażurowy szkielet namiotu i naciągała dokoła skórzaną, zamszową opokę. Stary siedział opodal, pykał z krótkiej, miedzianej fajeczki i śledził ruchy żony ; gdy wszystko było gotowe, wchodził do namiotu, krzesał ognia, siadał na kobiercu świeżo podesłanych, pachnących gałązek, patrzył, jak błę-