rzostwo i współczucie, pędziłam przed siebie zaspaną gnuśność, wywlekałam na jaw nietoperze fałszywych wstydów, urągałam rachitycznej próżności, — połamałam w sobie wszystkie zgniłe płoty, puściłam z dymem walące się rudery — i na ogołoconym placu rzuciłam na siebie hordy nagich pragnień, by z ich śmiertelnej walki poznać zwycięzcę, — tego, który miał skupić w wolę nadludzką wszystkie siły mej istoty i pożarciem reszty żądz uróść w wielkoluda. — Lecz walka została nie rozegrana, gdyż żądza życia, jak ameba, zmienia swój kształt zależnie od pokusy, — i dopóki żyje w nas bodaj jedna chuć — żyją wszystkie. Potęga zaś przychodzi, gdy jej głód żaden nie woła...
Za czym przyszła mi jeszcze myśl inna, — zuchwały pozornie, w gruncie kompromisowy zamiar odtworzenia w obrębie mej istoty makrokosmu, — przyjęcia rozłamu mej istoty na boską i ludzką, na wiekuistą i stworzoną, na kontemplacyjną i czynną, na rozkazującą i uległą. — Zamarzyłam o wyodrębnieniu z chaotycznej masy mego jestestwa, bez niszczenia tejże, uwięzionego w niej Ducha, wszystko wiedzącego i mogącego, w zakresie tolerowanych, lecz zmuszonych do ślepej uległości, duszy i ciała, — i używającego ich jako narzędzi do DZIELĄ ŻYCIA. — Rozumiałam już, że samo zło i samo dobro nie mogą stanowić mojej siły ani przewodnika, lecz przystałam na ich istnienie w sobie podrzędne, jako na elementy mojej psychy, — i wyrzeczenie zastą-
pj ćwik KtełtStUabike =Uvt" i pitam KARNOŚCIĄ. — Duch mój, moje jakby nume-nalne JA, wyższe ponad zło i dobro, miato rządzić we mnie diabłem i aniołem dla celu własnego uświadomienia, jako wyższy od nich DEMON POTĘGI. — Po ćwiczeniach w cnocie i niegodziwości była to próba syntezy, — po walce bezowocnej instynktów przeciwnych — usiłowanie przymierza między ziemią i zaświatem. — Nie stracić ani jednej uciechy zwierzęcej, ani jednego bicia serca, ani jednej kropli upajających trucizn znikomości, — a stopić je w kryształ mądrości i w rozkosz wyższej harmonii; — być w sobie samej rozhukanym źrebcem i jeźdźcem o udach stalowych a orlim wzroku na plan nieskończonej drogi; — wzburzonym morzem i nieruchomą gwiazdą, ręką i toporem, — Prosperem i Kalibanem. — Pomysł ten olśnił mnie, porwał. — Rzuciłam się namiętnie do urzeczywistnienia go. — Drgałam męską radością, uświadamiając sobie, jakiego ogromu energii mi potrzeba dla obdzielenia w sobie tych dwu gigantów mocy, — ile mądrości tęgiej, przenikającej, by nie zbłądzić w wyborze chwili i narzędzia. — Rozmyślałam, na jakim prawie zasadniczym oprzeć ten wybór, jakim światłem przyjść w pomoc ślepemu instynktowi, jak wzmocnić go i uczynić nieomylnym TAKTEM wyższego rzędu, — taktem MĘDRCA--DZIALACZA.
Trzeba było przede wszystkim poznać siebie, jako rynsztunek wojenny. — Teraz chwytał mnie w swe zagadkowe labirynty drugi zaułek: POŻĄDANIE SA-
339