Skanowanie 10 03 01 01 (11)

Skanowanie 10 03 01 01 (11)



Miałem wciąż przed oczyma straszliwe warunki, nie dającą się opisać nędzę, z którą zetknąłem się jako wychowawca Domu Sierot, robiąc wywiady domowe. Zbierałem informacje o przyszłych wychowankach na peryferiach Warszawy, pytając o ulice i adresy, których prawie nikt nie znał. Często rodziny, które miałem odszukać, mieszkały nie w domach, lecz w rozsypujących się barakach, ruderach, niekiedy zaś trafiałem na sklecone z dykty budy, w których gnieździły się dzieci bez opieki. Gdzieś na obrzeżu Warszawy, prawie już w polu, odnalazłem kiedyś matkę z kilkorgiem dzieci, w brudzie i łachmanach. Jedynym meblem była tu rozłożona na ziemi, rozwarta, zniszczona szafa, służąca jako wspólne łoże całej tej gromadzie.

Dotąd nie mogę zapomnieć małego, zabiedzonego, wychudzonego 7-letniego Szmulusia, którego przyjęto w mojej obecności do Domu Sierot. Był to pierwszy dzień jego pobytu. Stał w sypialni przed dużym, „prawdziwym” łóżkiem, nakrytym świeżą, białą pościelą. Nie mógł uwierzyć, że jest to jego łóżko, w którym będzie odtąd tylko on sam sypiał. Najpierw długo patrzył na nie, trochę niepewnie, a potem nagle schylił się, zaczął pościel gładzić i całować. Tego rodzaju scen, sytuacji, obrazków można by przytoczyć więcej. Ale po co? Wszyscy niby o tym wiemy. Ale czy wiemy rzeczywiście?

Sprawy te nie dawały mi spokoju. Dojrzewało we mnie nieodparte pragnienie, by napisać o tym wszystkim, by dać jakiś wyraz moim odczuciom i przeżyciom, jakich doznawałem w Domu Sierot, próbując wyobrazić sobie dalszy los wychowanków. Tym obserwacjom i refleksjom chciałem nadać tytuł, który uporczywie powracał: W kręgu spraw beznadziejnych. Bo beznadziejne wydawało mi się to, że wychowankowie Domu Sierot - po „siedmiu latach tłustych” pobytu w zakładzie - pójdą w życie brutalne i bezlitosne, i znów rozpoczną się „lata chude”, lata biedy, poniżeń, zależności. Beznadziejne wydawało mi się również i to, że tyle nieprawdopodobnego wysiłku trzeba było codziennie wkładać, od rana do wieczora, a czynili to głównie Korczak i Wilczyńska, by z takim trudem utrzymać ten Dom, zapewniając dzieciom warunki normalnej, acz bardzo skromnej egzystencji. Poczucie tej beznadziejności pogłębiał jeszcze fakt, iż wyczuwało się już niebezpieczeństwo nadchodzącej wojny. Odczuwali to zarówno dorośli, jak i dzieci.

„Czy jutro będzie w oj n a?” Życie Domu Sierot w tych latach, kiedy tam pracowałem, płynęło jakby podwójnym nurtem. Nadal odbywały się co tydzień tradycyjne gazetki sobotnie. Na ścianach wisiały listy drobnych uchybień, uwag, spraw, wykresy paragrafów sądowych, lecz do serc i umysłów mieszkańców domu, nawet najmłodszych, zaczęły już wkradać się inne troski, obawy, niepokoje. Dzieci przynosiły zewsząd - z ulicy, szkoły, od krewnych - niejasne przeczucie zbliżających się dni grozy.

Pod wpływem tych nastrojów i przeżyć napisałem wówczas coś w rodzaju obrazka scenicznego z życia dzieci pt. Wojna. Wystawiono ją, o ile sobie przypominam, jesionią 1938 roku, a może wcześniej. Już po wojnie dowiedziałem się od moich byłych wychowanków, że podobno Pani Stefa miała wątpliwości, czy należy ten „obrazek” wystawić. Ale Korczak był za tym. I to przeważyło.

Tekst sztuki nie zachował się, ale po wojnie wychowankowie odtworzyli z pamięci jej końcowe fragmenty i przysłali mi ją.1

W mrocznej scenerii, imitującej sypialnię chłopców, z talentem namalowanej przez jednego ze starszych wychowanków, znanego obecnie malarza światowej sławy, Izaaka Celnikiera (Izia), dzieci układające się do snu pytają strwożone, półszeptem: Czy jutro będzie wojna? Snują różne domysły, opowiadania, fantazjują. „Pani powiedziała” zaczyna jeden. „Mój brat pisze z wojska” przerywa drugi. „Najlepiej podczas wojny jeździć tramwajem, bo jak nawet tramwaj się wywróci, wybiję szybę i wyjdę” - mówi trzeci. Były to strzępy rozmów, które docierały do mnie wówczas, i które odtworzyłem.

Lecz oto nagle rozlega się łoskot nadlatujących samolotów, coraz bliższe są wybuchy bomb. Już prawie nad głową. Oczy ślepną od nagłych rozbłysków ogni. Sypialnia płonie. Ogień pochłania wszystko. Przerażone dzieci recytują końcowy wiersz.

Niestety, ta straszliwa wizja zagłady miała się wkrótce spełnić.

Rozmowy w cztery oczy. Korczak wyczuwał od począt-ku moje nastroje, niepokoje, weltschmerze. Wiedział (nie ukrywałem tego), że często spotykam się ze starszymi wychowankami

i

Tekst zamieszczono w Aneksach.

23


'BUŁ


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Skanowanie 10 03 01 01 (13) gorzkich doświadczeń, bym zrozumiał i był w stanie wczuć się w obawy, j
Skanowanie 10 03 01 01 (17) się, by dziecko miało prawo do dnia dzisiejszego, do tego, by było taki
Skanowanie 10 03 01 01 (2) ■- YL7 Redaktor Elżbieta Cichy 77.IHJŹAf[f Redaktor techniczny Mariola C
Skanowanie 10 03 01 01 (5) czasie pochłaniały mnie niedawno rozpoczęte studia na Uniwersytecie Wars
Skanowanie 10 03 01 01 (6) Nie podważam tych ustaleń, pragnę jedynie stwierdzić z całą odpowiedzial
Skanowanie 10 03 01 01 (10) czas wolny był tylko epizodem, fragmentem życia. Tu stawał się sprawą n

więcej podobnych podstron