z całym społeczeństwem jest ona nieliczna. Nie sposób statystycznie oszacować jej liczebności: waha się ona zapewne od kilkuset tysięcy do kilku milionów. Lecz - zważywszy trzy zasadnicze zmiany, jakie się dokonały - liczebność jej nie ma zasadniczego znaczenia.
Po pierwsze, nastąpiła wyraźna zmiana skali zjawiska. Nawet jeśli klasa kulturowa stanowi niewielką część społeczeństwa, to jest dostatecznie liczna, by nie dać się wypędzić ze społeczeństwa czy też tworzyć w nim zamkniętą enklawę bohemy. Funkcjonuje instytucjonalnie jako grupa, złączona świadomością odrębności.
Po drugie, podczas gdy style życia i kultury mniejszości były często w konflikcie z większością, dziś uderza fakt, że większość nie ma własnej, intelektualnie uznawanej kultury - nie ma własnych wielkich malarzy, pisarzy czy poetów, którzy mogliby przeciwstawić się kulturze kontestującej. W tym sensie kultura mieszczańska została zachwiana.
Po trzecie, być może najważniejsze, jeśli nawet protagoniści kultury kontestującej nie zdominowali kulturalnego establishmentu - wydawnictw, muzeów i galerii, tygodników i miesięczników, teatrów, kin i uniwersytetów - to, ze względu na podważanie tradycyjnych wartości mieszczańskich, mają nań poważny wpływ.
Dziś każde nowe pokolenie startując z punktu osiągniętego przez kulturę kontestującą rodziców gromko obwieszcza, iż obrona status ąuo to wsteczny konserwatyzm i represja, i w ten sposób przygotowuje nową spiralę ofensywy przeciwko strukturze społecznej.
Historyczny proces, który zarysowałem, ma głębokie korzenie w przeszłości. Odznacza się rozmachem i ciągłością. W latach pięćdziesiątych, dekadzie politycznego konserwatyzmu i kulturowego zamieszania, impet ten został jakby przesłonięty. Z politycznego punktu widzenia był to okres rozczarowania, ostatecznego zerwania intelektualistów ze stalinizmem, zachwiania wiary w „postępowość” ZSRR, opartej tylko na tym, że sam mienił się krajem socjalistycznym. Wielu socjologów - między innymi Raymond Aron, Edward Shils, S. M. Lipset i ja - uznało ten okres za „kres wieku ideologii”. Rozumieliśmy przez to, że stare idee polityczne ruchu radykalnego wyczerpały się i nie są już w stanie pozyskiwać inteligencji i skłonić jej do entuzjazmu1.
Aczkolwiek nastąpiło rozczarowanie do chiliastycznych obietnic politycznego radykalizmu, brak było jakichkolwiek idei, zdolnych zająć jego miejsce. Państwo opiekuńcze i mieszana gospodarka nie stanowiły celu w takim stopniu atrakcyjnego, by porwać inteligencję. Co więcej, nawet jeśli polityczne nadzieje zostały zachwiane, to zasadnicze nastawienie w kulturze nie uległo zmianie: nadal polegało na odrzucaniu wartości mieszczańskich. W latach pięćdziesiątych kontynuowanie radykalizmu możliwe było w kulturze, ale już nie w polityce.
Doświadczenia lat czterdziestych straumatyzowały inteligencję następnego dziesięciolecia, a refleksja nad tym doświadczeniem wyznaczyła jej kulturalne zainteresowania. Głównym tematem była depersonalizacja jednostki i atomizacja społeczeństwa. II wojna światowa była straszna. Ale wojna, a nawet dywanowe naloty na miasta były prefigurowane w wyobraźni i - paradoksalnie - jako coś wyobrażonego nie były zdolne zrodzić zdecydowanego oburzenia czy strachu. Natomiast obozy koncentracyjne i obozy śmierci, w których miliony ludzi potraktowano jak bydło w rzeźni - to już przekraczało wszelką wyobraźnię2 3 4 5 6 7 8.
77
Chcę podkreślić, iż w analizie „końca wieku ideologii” nie zakładałem wygaśnięcia wszystkich konfliktów społecznych i porzucenia przez inteligencję wszelkich poszukiwań
nowej ideologii. W 1959 r. pisałem: „Młody intelektualista jest nieszczęśliwy, ponieważ tfdroga pośrednia» jest dla ludzi w wieku średnim, a nie dla niego. Jest beznamiętny
apatyczny. [...] Głęboki, beznadziejny, niemal patetyczny gniew towarzyszy poszukiwa
niu <,<sprawy»”. Twierdziłem także, że powstaną nowe radykalne ideologie, że będą to
ideologie „trzeciego świata”, a nie humanistyczne koncepcje dziewiętnastowiecznego
społeczeństwa zachodniego. Patrz The End of Ideology, Glencoe 1960, Free Press, s. 373
i następne.
Kultura lat pięćdziesiątych - pisarze, których wówczas czytano i studiowano jako wyrazicieli ducha współczesnego - odzwierciedlała to niezrozumienie totalitarnego terroru. Pierwszoplanową postacią literacką był Franz Kafka, którego powieści i opowiadania napisane trzydzieści lat wcześniej uznano za antycypację tego zgęszczoncgo świata biurokratycznego, w którym nie ma miejsca na sprawiedliwość, a maszyna tortur zadaje straszliwą śmierć swym ofiarom. Pisma Kierkegaarda „odkryto” być może dlatego, iż głosił on niemożliwość racjonalnego przekonania o ostatecznym sensie, a tylko wiarę weń. Neoortodoksyjna teologia Barlha i Niebuhra wyraziła pesymizm co do możliwości przezwyciężenia grzechu ludzkiej pychy. Eseje Simone Weil mówiły o beznadziejnym poszukiwaniu łaski. Camus podsumował moralne paradoksy działalności politycznej. W „teatrze absurdu” Ionesco pisał Krzesła - sztukę, w której zreifikowane przedmioty żyją własnym życiem, zupełnie jakby faktycznie pozbawiły człowieka ducha i zapanowały nad jego wolą. W teatrze milczenia - przykładem Czekając na Godota Bccketta - zagubienie w czasie rozgrywa się w niewielkim wycinku rzeczywistości.
Jest to kwestia istotna, często bowiem twierdzi się, iż dominacja politycznego konserwatyzmu spowodowała w tym czasie wyjałowienie kultury poważnej. Tak bynajmniej nie było.