nieakceptacji społecznej. Zaczęłam wyobrażać sobie, jak to ma być, jak ma wyglądać realnie. Miałam przeczucie, że przechodzę z lepszej pozycji (ze świata, który ma władzę, siłę i opatentowane racje) na gorszą, z której będę ciągle się bronić. Zaczęłam myśleć o tym, jakim tabu w kulturze jest seks, erotyka. Jak gładko „nietypowe” zostaje odczytane jako „złe”, jak łatwo można zostać naznaczonym, wykluczonym. Zmuszonym do godzenia się na jakieś parawany i ustępstwa z racji swojej nietypowości.
Oczywiście na początku wpadłam w pułapkę zastanawiania się, skąd, dlaczego, może coś w rodzinie było nie tak, może to, może owo. Aż zorientowałam się, że takie myślenie nic nie daje, poza wzmacnianiem w sobie tego naznaczenia. Nie znałam wtedy żadnych stron internetowych z informacjami o lesbijkach. Wiedziałam, że istnieje gdzieś w pobliżu klub, bardziej gejowski niż lesbijski, mocno zakamuflowany, owiany tajemnicą i aurą perwersji. Ale dzięki mojemu zainteresowaniu feminizmem trafiłam w jakimś piśmie na trop OLA - Archiwum...
A.L.: Czyli Ogólnopolskiego Feministycznego Archiwum Lesbijskie-go...
Marzena: ...i zamówiłam dwa numery „Furii Pierwszej”, którą OLA - Archiwum wydawało. Chciałam się czegoś dowiedzieć i pomyślałam nawet, że może napiszę jakiś tekst o lesbijkach (kończyłam właśnie polonistykę). Oczywiście za mało wtedy wiedziałam, żeby napisać coś sensownego, moje analizy były, obiektywnie rzecz biorąc, banalne, chociaż dla mnie ważne, bo osobiste, takie zupełnie świeże.
A.L.: „Furia Pierwsza’’ stawiała wysoką poprzeczkę, tam były pierwszorzędne artykuły o lesbianizmie, fragmenty literatury nietłumaczonej dotąd na język polski, niektóre teksty Judith Butler, twórczyni teorii que-er, i inne z zakresu lesbian studies.
Marzena: Olga Stefaniuk, twórczyni OLA, prowadziła też w Warszawie coś w rodzaju Lesbian Studies, spotkania dotyczące filmów i literatury lesbijskiej, na które zaczęłam przyjeżdżać. To mi bardzo dużo dało, ukształtowało moje myślenie na temat związków między kobietami, istnienia lesbijek w świecie. Przedmiotem tych zajęć była między innymi kwestia: jak zwiększyć świadomość społeczną na temat kobiet, które są z innymi kobietami. I żeby to się nie wiązało z krzywdzącymi wyobrażeniami, których jest mnóstwo w kulturze, typu: brzydkie dziewczyny, których nikt nie chciał, albo takie, które zostały zranione przez facetów.
Co najmniej tak samo ważny był kontakt ze wszystkimi kobietami, Które na te spotkania przychodziły. Wreszcie przestałam się czuć sama. Rozumiesz, z całkowitej pustki trafiłam do grupy dziewczyn, z którymi można było pogadać i poznać kobiety żyjące w związkach z innymi kobietami. Ja sobie wtedy na swój sposób opracowywałam własne pożądanie, jego kształty, pisałam wiersze i opowiadania. Zaczynałam świadomie konstruować swoją tożsamość, ale to nie było wcale takie gładkie, pozbawione ambiwalencji.
A.L.: Jakiego rodzaju?
Marzena: Bałam się na przykład wpisania w schemat męskiej lesbijki typu butch, bo sama uwielbiałam te wszystkie makijaże, sukienki, zabawy w tworzenie swojego obrazu, one były dla mnie bardzo ważne. I chciałam się upewnić, czy przypadkiem nie ulegam potrzebie bycia inną, oryginalną - „Och, ja teraz będę taka szalona i zostanę lesbijką!” - przerysowuję oczywiście, ale chodzi o to, że potrzebowałam czasu na rozpoznanie, kim właściwie jestem.
A.L.: Kiedy zaczęłaś być widoczna jako lesbijka dla innych?
Marzena: To przyszło później. W moim otoczeniu istniała dość śmieszna sytuacja: miałam na studiach koleżanki, które robiły imprezy tylko dla kobiet. Pozornie nic takiego, bo na polonistyce większość stanowiły dziewczyny, ale później się okazywało, że wiele z nich to były pary albo dziewczyny, które chciały być z innymi kobietami. I ja miałam przeczucie, że tak to wygląda, ale mówiłam sobie: „Wydaje ci się, przesadzasz”. To wszystko były tajemnice, które teraz oczywiście interpretuję jako klasyczną niewidzialność lesbijek. Wielkie, kulturowe tabu nałożone na pewne słowa, jak „lesbijka”, „homoseksualizm”, powodujące, że ze względów społecznych wygodniej jest nie nazywać. Sama dość długo też nie nazywałam. Z moimi rodzicami nie rozmawiałam nigdy otwarcie na ten temat, choć przecież muszą wiedzieć, zwłaszcza, od kiedy kupiłyśmy z Magdą na spółkę mieszkanie. W każdym razie od czasów OLA - Archiwum wiele się w moim życiu zmieniło.
A.L.: Na przykład powstało koło naukowe „Nic Tak Samo” na Uniwersytecie Wrocławskim, w czym miałaś bezpośredni udział. Jak to było?
Marzena: Znałam we Wrocławiu jednego chłopaka, który był gejem i wcześniej działał w Lambdzie. Powiedział mi, że jest parę osób, które chciałyby coś robić razem. Początkowo nasze wizje były chaotyczne, rozmazane, wiedzieliśmy tyle, że chcemy stworzyć grupę właśnie na Uniwersytecie. Rozwiesiliśmy więc plakaty z ogólną informacją, że
197