28
kiego modelu powieści historycznej*1. Wiadomo również, że polemiczny zamiar w stosunku do Bez dogmatu przyświecał Orzeszkowej jako, autorce Dwóch bieguna h**2.
Nie miejsce tu na szczegółowe przedstawienie tych i innych „interakcji" pomiędzy twórczością Sienkiewicza, Prusa i Orzeszkowej w ostatnim dziesiątku lat XIX w. i w pierwszym dziesięcioleciu XX w. Nie ulega jednak kwestii, że „interakcje” te mogłyby rzucić dodatkowe światło także i na to „spotkanie na szczycie”, jakie dokonywało się wówczas, gdy tworzyli dzieła, z którymi bardziej niż z innymi zrosły się dla nas ich nazwiska.
Do najwcześniejszych prac zestawiających Faraona zSHłweŚćiopisarstwcm historyczni (zwłaszcza z Quo vadls) Sienkiewicza należą dwa szkice I. Matuszewskiego: Prus i Sienkie**'-Paralela, „Kurier Codzienny" 1897, nr | oraz Nowy zwrot w twórczości Prusa; „Faraon”, „PrzefM Tygodniowy” 1897, nr 6-14. Przedruk pierwszego z tych szkiców oraz fragmentów drugiego ukaf* się w książce Prus. Z dziejów recepcji. Wybór tekstów. Opracowanie C wstęp E. Picśdko*^1 Warszawa 1988.
*2 Zob. E. Jankowski, Eliza Orzeszkowaf s. 412.
STANISŁAW FITA
Temat sformułowany w tytule, a związany z wcześniejszym okresem twórczości Bolesława Prusa, może wydawać się nieco dziwny, a nawet świadczyć o miernej raczej znajomości poglądów i wypowiedzi pisarza.
Nieraz przecież surowo oceniał on bezkrytyczne zapatrzenie sporej części polskiego społeczeństwa w przeszłość, nieusprawiedliwione sentymenty, nadwrażliwość uczuciową w odniesieniu do wszystkiego, co dotyczy historii, chorobliwe upodobanie w świętowaniu rocznic głośnych wydarzeń (zwłaszcza militarnych!), pochylanie się z przesadną troską nad walącymi się ruinami, przy jednoczesnej obojętności wobec rzucających się w oczy niedostatków otaczającej rzeczywistości.
I chociaż - jak sam przyznawał - nie mógł „bez głębokiego wzruszenia [...] patrzeć na ruiny dawnych zabytków” i nieraz wpatrywał się w nie całymi godzinami, nie mógł również bez smutku a nawet irytacji patrzeć na sąsiadujące z nimi „dziurawe dachy”, „walące się budynki”, „nagie dzieci, zdziczałe, brodzące po błocie”. I wówczas myślał: „ gdybym miał pieniądze, przede wszystkim zajął bym się odzianiem nagich, podparciem budynków i wybrukowaniem ulic, choćby nawet kamieniami z «owych ruin»”. Gdyż - pisał - źle jest, „gdy potomstwo jest już tak niedołężne, że swoich łachmanów nie umie połatać ojcowską purpurą...”.1
W świetle takich wypowiedzi nie dziwią więc przewrotnie rzeczowe informacje Prusa o najbardziej szacownych, otoczonych ogólnonarodową czcią, zabytkach Krakowa. Pojechał tam po raz pierwszy jako dziennikarz „Kuriera Warszawskiego” w roku 1877. W jego relacji nie czuje się ani przez moment wzruszenia na widok zebranych w jeden zespół miejski świadectw świetności dawnej Polski, ani też głębszej refleksji nad przemijalnością dziejów, która towarzyszyła tylu jego rówieśnikom i poprzednikom, gdy przybywali z innych stron kraju do dawnej stolicy. Owszem, pisze:
Kronika tygodniowa, „Nowiny** 1883, nr 14. Przedr. B. Brus Kroniki. Oprać. Z. Szweykowski; I. 6, Warszawa 1957, s. 10-11.