Levi-Strauss r
Jeśli więc ptaki są ludźmi metaforycznymi, a psy -ludźmi metonimicznymi, to bydło byłoby nieludźmi metonimicznymi, a konie wyścigowe - nieludźmi metaforycznymi: między społeczeństwem ludzi a bydłem występuje relacja przyległości tylko z braku podobieństwa, zaś konie wyścigowe są podobne tylko z braku relacji przyległości. Każda z tych dwu kategorii daje „wklęsły” obraz jednej z dwu pozostałych, które pozostają do siebie w stosunku symetrii odwróconej.
(Myśl nieoswojona, s. 312-313)
A co jeśli dane angielskie do tego nie pasują? No cóż, nic nie szkodzi, Anglicy są przecież i tak bandą barbarzyńców pozbawionych wszelkiej logiki.
Nie chciałbym być źle zrozumiany. Myśl nieoswojona jako całość jest książką pasjonującą. Rozważania na temat sposobu używania przez nas (zarówno nas cywilizowanych, jak i dzikich) różnego rodzaju języków dla celów klasyfikacji, jak również sposobu, w jaki kategorie odnoszące się do przestrzeni społecznej (kulturowej) przeplatają się z kategoriami odnoszącymi się do przestrzeni naturalnej, pełne są nadzwyczaj inspirujących pomysłów. Ale nie należy zawsze wierzyć temu, co jest napisane! Jak np. w przypadku, kiedy w zarysowanym powyżej kontekście Levi-Strauss stwierdza, że imiona koni wyścigowych są takie, jakie są, ponieważ konie wyścigowe:
nie stanowią [...] części społeczności ludzkiej ani jako przedmiot, ani podmiot; są raczej „odspołecznio-nym” warunkiem egzystencji pewnej szczególnej społeczności: tej, która żyje z wyścigów konnych lub je ogląda.
(Myśl nieoswojona, s. 311)
Tok myśli jest fascynujący, ale o jaką „prawdę” tu chodzi? Nawet jeśli przyjmiemy, że istotnie imiona dawane koniom wyścigowym tworzą łatwą do wyróżnienia klasę, to czy zestawienie typu imion z typem kontekstu społecznego jest czymkolwiek innym niż tylko zabawą myślową?
Słowa i rzeczy
Pytanie takie należy postawić. Nie jestem jednak pewien, czy można na nie uczciwie i jednoznacznie odpowiedzieć. Każdy czytelnik musi sam to rozstrzygnąć, rozważywszy wszelkie argumenty.
Dla początkującego będzie niewątpliwie zagadką -zwłaszcza gdy dotrze do Mythologiąues II- jak u diabla dochodzi Levi-Strauss do swych podstawowych opozycji. Jak mogłoby komukolwiek przyjść kiedykolwiek do głowy, że opozycja między pieczoną wieprzowiną a gotowaną kapustą jest odbiciem fundamentalnej własności ludzkiego myślenia, albo że miód i tytoń (z wszystkich możliwych rzeczy) mogą mieć równie podstawowe znaczenie, jak opozycja między deszczem a suszą? Wyjaśnić to można tym - jak sądzę - że Levi-Strauss zaczyna od przeciwnego końca. Najpierw stawia sobie pytanie: jak to się dzieje i dlaczego tak się dzieje, że ludzie, będący przecież częścią natury, widzą siebie jako odrębnych od natury, choć przecież ich egzystencja wymaga utrzymywania stałych związków z naturą? Następnie stwierdza raczej już archeologiczny niż etnograficzny fakt, że od najbardziej zamierzchłych czasów ludzie używali ognia, aby naturalną postać surową pożywienia przekształcić w sztuczną postać warzoną. Czemu tak się dzieje? Ludzie nie muszą gotować czy piec swego pożywienia, czynią to jednak ze względów symbolicznych, aby zademonstrować, że są ludźmi, a nie zwierzętami. A zatem ogień i warzenie przy jego pomocy jedzenia są podstawowymi symbolami, za pomocą których kulturę odróżniamy od natury. Ale w takim razie, co z miodem i tytoniem? W przypadku gotowanego lub pieczonego jedzenia ogień służy do przetworzenia niejadalnego produktu natury w jadalny produkt kultury; w przypadku miodu ogień jest potrzebny jedynie do odgonienia pszczół, a więc do oddzielenia jedzenia, które można spożywać na surowo, od jego naturalnego środowiska; w przypadku tytoniu mamy do czynienia z przetworzeniem pożywienia przy użyciu ognia w niesubstancjalny dym, co czyni z niego pożywienie. A więc mamy tu już zbiór czynników - o różnych formach i rozmiarach, mających awers i rewers - które można układać w pewne wzory i za pomocą których można by przedstawiać zmia-
111