razisty charakter, szkoła umbryjska posiada, jako właściwości, poczucie koloru i światła, wyczucie perspektywiczne głębi i skróceń, oraz miękkie, delikatniejsze traktowanie techniczne. Już w pracach Piero della Francesca właściwości te zaznaczają się silnie, a spostrzegamy to w stopniu jeszcze większym w dziełach jego ucznia Me-łozza da Forli i innych artystów miejscowych.
Lecz oto wchodzi na arenę wielkiej działalności człowiek, papież Sykstus IV, który pragnąc zjednoczyć prowincye włoskie pod swem panowaniem, chciał przywrócić dawną świetność wiecznemu miastu i uczynić z Rzymu to, co z Florencyi zrobili Medyceusze — ognisko sztuki, a co mu się też najzupełniej powiodło.
Papież, jakkolwiek z prostej pochodzący rodziny, i jego nepoci starali się upiększyć dziełami sztuki kościoły Rzymu i innych miast podległych władzy kościelnej. Sykstus IV sprowadził na dwór swój wielu znakomitych artystów, których zajął przy malowaniu kaplicy w Watykanie, od jego imienia nazwanej Sykstyńską. Żelazny ten papież, surowy w gruncie człowiek i mało znający się na sztuce1, nie traktował genialnych twórców dzieł nieśmiertelnych na podobieństwo Medyceuszów, nie obcował z nimi, uważając, że kuchnia i służba były odpowiedniem dla nich towarzystwem. Zapewne i nepoci papiescy nie lepiej traktowali artystów, którym dawali prace do wykonania, mimo to przez swe mecenasostwo przyczynili się do wytworzenia wielu wspaniałych dzieł plastycznych, a głównie dali początek do wytworzenia w Rzymie potężnego siedliska sztuki, która w tern wiecznem mieście rozgorzała płomieniem o niebywałej sile i świecić będzie zawsze nieśmiertelnym blaskiem.
Pomiędzy powołanymi do Rzymu przez Sykstusa IV artystami, znajdował się i MELOZZO DI AMBROGIO, zwany DA FORLI (1438—
30
W kaplicy Sykstyńskiej malowali: Botticelli, Ghirlandajo, Cosimo Roselli, Piero di Cosimo, Perugino, Pinturicchio i Signorelli. Papież oznajmił artystom, że ten, którego pracę on, Sykstus, uzna za najlepszą, otrzyma oprócz przypadającego wynagrodzenia jeszcze sumę konkursową. Papież wyszczególnił freski Cosima Roselli, będące bardzo małej wartości artystycznej, gdyż mu się podobało, że ten artysta zużył do swych prac dużo drogiego kobaltu i złota. Iście to była księ-żowska ocena.
W tejże kaplicy, za Juliusza II, gienialny Michał-Anioł pokrył plafon swymi nieśmiertelnymi freskami, a znacznie później, za Pawła III, namalował na ścianie olbrzymi rozmiarami, a straszny swą potęgą Sąd Ostateczny. Wszystkie te arcydzieła zczerniały z czasem i obecnie słabo są rozpoznawalne.