154 SZKOŁA JONSKA
posiadać w daleko wyższym stopniu, naśladując już brzmieniem swojem znaczenie i wewnętrzną istotę rzeczy. Powinna każda samogłoska i spółgłoska dźwiękiem swoim wyrażać jakąś myśl. Że tak jest, wykazuje Sokrates na głoskach alfabetu.
Jeżeli do tćj chwili dyskusya sprzyjała Kratylowi, który także coś podobnego utrzymywał, druga część dialogu (roz. 38—44), bierze dla niego obrót niespodziewany 1 dochodzi do znacznie odmiennego rezultatu. Sokrates bowiem, mistrz niezrównany wszelakićj ironii, prosi, aby raz jeszcze rzecz całą przedyskutowano, a jak przedtem zbijał teoryą Hermogena, tak teraz zwraca się przeciw Kratylowi, dowodząc, za pomocą różnych etymologij, że wiele wyrazów nie zgadza się z istotą rzeczy; jeżeli mimo to stale są im nadawane, postępowanie takie da się jedynie wytłumaczyć zwyczajem a zwyczaj zawsze jest rodzajem ugody. Nowa teorya, usiłująca pogodzić dwie poprzednie, wychodzi na to, że twórcy pierwszych wyrazów, nie kaprysem powodowali sie albo polubowną umową, lecz podobieństwem jakiemś, oczywiście bardzo słabem, pomiędzy dźwiękiem słowa a pojęciem, przez nie wyraźonem. Jednakże czasem mylili się przy tak trudnćj robocie, czasem brzmienia pierwotne wskutek zmian fonetycznych, przekształcały się do niepoznania, czasem dla nowych potrzeb, nowe wymyślano wyrazy, które choc nieodpowiedne, jednak weszły w powszechne użycie; tak iż w obecnym stanie języka, nie podobieństwo fonetyczne, lecz zwyczaj czyli ugoda milcząca, stanowi o znaczeniu każdego słowa. Myliłby się przeto, ktoby chciał przez analizę słów dochodzić znaczenia każdćj rzeczy, bo słowo będzie zawsze albo obrazem niedokładnym albo znakiem konwencjonalnym; przeciwnie istota prawdziwa rzeczy przebywa w jćj idei, tam ukazuje się taką, jaką w sobie jest, w pełnćj prawdzie 1 jasności.
Na teoryą Sokratesa w końcu zgodził się Kraty 1, a niewątpliwie słuszną jest i da się połączyć z wynikami lingwistyki nowożytnej. Atoli zostaje w sprzeczności rażącćj z głównym dogmatem Heraklita. Jeżeli wszystko mija a nic nie jest stałem w świecie, jak wedle Kratyla nawet źródłosłowy wyrazów dowodzą, przypominające brzmieniem swojem ruch i rozpływanie, nie można ani poznawać ani wykładać prawd niezmiennych, wieczystych, a takich przecież nie brak w systemie Efezyjczyka. Od tćj sprzeczności ratował się Kratyl uwagą, godną Sofistów", z których nie jeden podzielał jego zasady, że można wszystkiego nau-