136 SZKOLĄ JOŃSKA.
samodzielności naszćj, dzielącą osobistość nasze od świata zewnętrznego. Tylko za pomocą zmysłów znosimy się z światem zewnętrznym, tylko przez nie poznajemy to, co zewnątrz nas. Panteiści zawsze pracowali nad burzeniem tego muru ochronnego, a nie chcąc uznać tćj zapory, obniżali wedle możności wartość i prawdziwość naszych zmysłów. Tak poczynając sobie, konsekwentnie postępowali, bo jeżeli rozum nasz, nasza wola i czucie, mają główną racyą bytu zewnątrz nas, a swoje organizacyą i możność działania, a nawet czyny swoje, zawdzięczają ogólnćj duszy świata, to zmysły, najczęściej w niezgodzie z ogólnemi pojęciami duszy świata, nietylko nas niczego nie nauczą, lecz nawet omylą. Wszystkie wiadomości od nich pochodzące, będą fałszywe, ułomne, będą przeszkodą nawet w dochodzeniu czystój prawdy, w łączeniu się bezpośredniem z wszech-źródłem życia i mądrości. Heraklit, jak wszyscy panteiści i mistycy, przeskakuje zaporę zmysłów lub raczćj ignoruje ją, a chce na innćj drodze posiąść to, czego Stwórca kazał mozolnie dochodzić za pomocą obserwacyi i rozumowania. Pragnie cofnąć się w siebie samego, spodziewając się tam znaleść prawdę, którćj dać nie może doświadczenie zmysłów'. * W chodzić w siebie, poznać siebiec, wielkie słowa, brzemienne nową metodą. Tak Sokrates zawoła pięćdziesiąt lat późnićj i zacznie nowa epokę w dziejach filozofii, ale jakże różnem jest znaczenie tych samych słów, wypowiedzianych przez Efezyjczyka, a późnićj w Atenach przez pogromcę Sofistów. Ten ostatni, zanim do badania swego jestestwa zabrał się, naprzód nauczył się ile mógł od ludzi i przyrody, potem dopiero, czując niedostatek wiedzy swojćj, z pełną rozwagą spojrzał wewnątrz siebie i tam znalazł nieśmiertelnego ducha, osobę samodzielną i wolno stworzoną na to, aby poznawała idee boże w doczesności, a w przyszłem życiu kochała Boga po przez wieczność całą. Heraklit przeciwnie, niczego nie nauczył się ani od ludzi ani z książek. Gardząc każdem zdaniem 1 kaźdem jestestwem, był przekonany, że ma w sobie prawdę całą. Dlatego cofa się w siebie, aby nie znać ludzi ani zajmować się światem. Ale cóż znajdzie w samotnćj duszy swojćj mizantrop wykolejony? Nic prócz śmierci, ciemności, zimna. Chcąc nabyć choć trochę życia, światła i ciepła, musi wychodzić poza siebie ta biedna iskierka, która zabłąkała się w doczesne więzienie, dopiero zlawszy się z wszechżywiołem ognistym, to znajduje, czego nie miała, trochę istnienia, ale nie na długo, bo gdy wytlił się płomyk w skorupie cielesnćj, dusza ginie w bożym