loru i światła... Architektura wnętrz objęta sztywną — jak od linji rysowaną kreską.
A jednak są w nim wartości pierwszorzędne — jest nadzwyczajna samodzielność i bystrość obserwacji życia. Nie Tycjany i Rafaele — ale natura była mu mistrzynią. Chodowiecki czcił ją święcie. Sam mówi o sobie: „jest ona jedyną moją kierowniczką i dobrodziejką". Rysował ciągle — siedząc, stojąc, idąc. Jadąc konno do Gdańska, potrafił brać cugle w zęby i rysować z konia... Lubił rysować ukradkiem, aby go nie zauważono, bo „jeżeli tylko jaka panna, a nawet i mężczyzna zauważy, że ją rysują, to chce się zrobić piękniejszą, przyjemniejszą — i wszystko psuje"...
Ten trzeźwy realista, obcy satyrze, tendencji, a tembardziej sentymentalizmowi, ma ogromne poczucie charakteru. Jego Fryc, którego niejednokrotnie rysował z natury, jest prawie karykaturalny. Rysy ostre, wielki, suchy, wystający nos, oko wysadzone, chciwe, szyja krótka, — plecy obłąkowate — robią prawie wrażenie garbu. Bohaterowie jego romansów są nietylko zdecydowani w charakterze, ale pełni ruchu i wyrazu: wystraszeni, zdziwieni, roześmiani — żywi. Bohaterowie Norblina obok nich wyglądają jak sentymentalne marjo-netki... Jeden Chardin we Francji ma tak oryginalne i głębokie poczucie życia.
Chodowiecki, anektowany przez Niemców — nie był i nie czuł się Niemcem. Całe życie ślicznie mówił po polsku i w liście do Łęskiego przyznaje się do polskości wyłącznie. Z Niemcami musiał żyć, ale niebardzo ich lubił, W Berlinie, gdzie miał do wyboru pełno białych, świeżych, o tęgiej piersi Gratchen — pojął za żonę Francuzkę — Joannę Barez. Mówił w domu po francusku, córeczki wołał Jeanette, Suzette. Pamiętnik swój pisał po francusku. W Berlinie żył bliżej z kilku Polakami, między innymi z Goczkowskim, który tworzył Fryderykowi manufakturę porcelanową...
W kraju Chodowiecki mało był znany, więcej z nazwiska, aniże'i z dzieł, dlatego wpływu na sztukę naszą wywrzeć nie mógł. Niemiecka jednak bardzo wiele mu zawdzięcza.
Grupę portrecistów otwiera nazwisko Plerscha, najstarszego z nich wszystkich.
BOGUMIŁ PLERSCH (1732—1817), mimo brzmienie nazwiska, był Polakiem, urodzonym w Warszawie, oczywiście z rodziny niemieckiej, spolonizowanej. Wykształcony w Augsburgu, w Wiedniu, przyswoił sobie dużą kulturę artystyczną, jak świadczą jego „freski” w sali kąpielowej Łazienek warszawskich, — trochę ciężkie, ale
29