I4f Bettlo
kowany obraz psychiki. Nic jest to równo podzielone jajo świadomości i nieświadomości. ani też nawet trój warstwowe ciastko złożone z super ego, ego i id, jest to raczet przestrzeń od najwcześniejszych dni pełna rowów i pęknięć jak po trzęsieniu ziemi. W odniesieniu do mechanizmów samobójstwa oznacza to, że prosty. „dwusuwowy” model przenoszenia agresji z jakiejś zewnętrznej postaci na siebie nigdy nie będzie modelem w pełni adekwatnym.
Freudysta Karl Menninger tw ierdzi, że na samobójstwo składają się trzy elementy: pragnienie zabijania, pragnienie bycia zabitym i pragnienie śmierci. Teoria Klein sugerowałaby, że każdy z tych procesów jest nader złożony, wieloznaczny i rzadko kiedy odrębny od pozostałych. Może na przykład być tak, że człowiek pragnie zabić jedynie część swojej osoby, łudząc się, że jej śmierć powoła do życia jakąś inną część. Z jednej strony chce zabić, z drugiej zaś — zostać zabitym. Ale w pewnym stopniu sama śmierć jest tu skutkiem ubocznym: nie idzie bowiem o to, żeby się zabić, ale o skrajnie radykalny akt uśmierzający, który ma przywrócić zdrowie jakiejś zranionej części osobowości, tak aby mogła rozkwitnąć:,Jeśli cię oko twoje gorszy, wyłup je.*’ Ale dla samobójcy, którego przytłacza mroczne i zaciemniające wzrok uczucie chaosu i bez wartościowość i, tym „okiem”, tą częścią, jest samo jego życie, takie jakie ma. Odrzuca więc życie po to, by zacząć żyć naprawdę.
Tę duchową dwoistość dostrzec można nawet w tych, zdawałoby się, najczystszych aktach agresji. Rozwścieczone dziecko, które mówi rodzicom: „Jak umrę, to będziecie żałować”, nie szuka samej tylko zemsty. Również przenosi swoje poczucie winy i gniew na tych, którzy panują nad jego życiem. Innymi słowy, broni się przed własną agresją poprzez mechanizm przeniesienia tożsamości: staje się ofiarą, a rodzice — prześladowcami. W podobny, choć dużo bardziej złożony sposób człowiek może odebrać sobie życie dlatego, że nie potrafi już dłużej znieść obecności destruktywnych żywiołów we własnym wnętrzu — toteż odrzuca je, pozostawiając żywych w pomieszaniu i poczuciu winy. Ma jednak nadzieję, że to, co z niego zostanie, stanowić będzie jakiś oczyszczony i wyidealizowany obraz, mogący przetrwać tak jak pamięć po tych szlachetnych Rzymianach, którzy dla swych zasad, dla reputacji i dobrego imienia poprzebijali się własnymi mieczami. Bez tych wzniosłych rzymskich ideałów samobójstwo jest po prostu najskrajniejszym i najbrutalniejszym sposobem na to, żeby nie zostać zbyt łatwo zapomnianym. Chodzi tu o swego rodzaju pośmiertne odrodzenie się w pamięci innych ludzi; trochę jak u tych dawnych wojowników, traktujących raj jako miejsce zastrzeżone dla tych, którzy zginęli gwałtowną śmiercią — w związku z tym owi wojownicy zabijali się, aby uprzedzić poniżającą śmierć naturalną, ze starości lub w wyniku choroby, śmierć, która na zawsze zamknęłaby przed nimi drogę do najlepszego z możliwych zaświatów.
A co z tymi, których uratowano? Dwoje psychiatrów z Nowego Jorku dokonało, na podstawie pięćdziesięciu przypadków prób samobójczych, interesującego odkrycia: otóż w dziewięćdziesięciu pięciu procentach miała wcześniej miej-
scc ..śmierć bądź utrata w dramatycznych, a często tragicznych okolicznościach jakiejś osoby blisko związanej z pacjentem, najczęściej któregoś t rodziców, ko goś z rodzeństwa, albo też współmałżonka. W siedemdziesięciu pięciu procentach przypadków śmierć ta nastąpiła, zanim pacjent rozpoczął okres dojrzewania”^. Nazwali oni tę prawidłowość „piętnem śmierci”. Niestety ograniczyli się do wyciągnięcia najbardziej zawężonych wniosków:
Przy założeniu, że fantazje samobójcze mogą być reakcją na ostre wewnętrzne konflikty i stanowić jakiegoś rodzaju rozwiązanie, możemy z naszych badań wyciągnąć wniosek, iż wystąpienie „piętna śmierci” w przeszłości danego pacjenta predysponuje go do samobójczych skłonności. Być może wyjaśnia to po części, dlaczego u niektórych ludzi fantazje owocują próbami samobójczymi, podczas gdy u innych podobnie silne napięcia emocjonalne nie mają takich skutków.
Znaczy to chyba tylko tyle, źe jedno samobójstwo napędza dalsze, trochę tak, jak pierwszy biegacz, który pokonał barierę czterech minut w biegu na milę, sprawił, że stało się to łatwiejsze dla jego następców, Ale syndrom ten znany już jest z owych dziwnych, wybuchających co jakiś czas okresowych epidemii samobójczych. Przykładem mogą być panny z Miletu, które, jak podaje Plutarch, masowo wieszały się, dopóki ktoś z miejskiej starszyzny nie wpadł na pomysł hańbienia ich zwłok poprzez przewlekanie ich przez rynek — wtedy wziął górę rozsądek, a może po prostu próżność. Albo piętnastu rannych żołnierzy z paryskiego Szpitala Inwalidów, którzy w 1772 roku wieszali się kolejno na tym samym haku — epidemia ustała, kiedy hak zdjęto. Albo tysiące chłopów rosyjskich, którzy popalili się żywcem, w przekonaniu, że zbliża się Antychryst — lub też setki Japończyków, którzy od 1933 roku rzucali się w otchłań krateru Mihara-Yama, dopóki w 1935 nie zamknięto dostępu do góry — czy wreszcie owi mieszkańcy Chicago, co skakali z „Mostu Samobójców”, aż w końcu zburzyły go zdesperowane władze. We wszystkich tych wypadkach wystarczył jeden dramatyczny przykład, by uruchomić obłędną reakcję łańcuchową.
Idea „piętna śmierci” wydaje się też jednak sugerować coś subtelniejszego i mniej efektownego. Zdaniem Freuda, proces żałoby dopełnia się, gdy człowiek przywróci życie temu, co utracił — nieistotne, z jakiego powodu — we własnym ego. Czasem jednak utrata ma miejsce w wieku, kiedy człowiek jest szczególnie bezbronny, a wtedy ów powolny proces „wszczepiania” rzeczy utraconej staje się nie tylko trudniejszy, ale i bardziej ryzykowny. Każde dziecko, które straciło rodzica lub kogoś kochanego z równą namiętnością i oddaniem, musi sobie radzić jak tylko potrafi ze swoim zagubieniem pomiędzy wyrzutami sumienia, gniewem a straszliwym poczuciem, że zostało porzucone — a ponieważ w swej nie-
58 L M. Moss i O. M. Hamilton, Psychotherapy of the Sutcidal Patiem, w: Clues to Suicide. red. E. S. Shneidman i N. L. Farberow, New York 1957 - Maidenhead 1963. str. 99-110.