Wydaje się więc, że w Kalendarzu... Konwicki wymodelował i zaakceptował własną obcość, wieloraką cudzoziemskość, która wywoływała konflikty w kontaktach publicznych. Ale w Kalendarzu... Konwicki też przewartościował i przeformułował dotychczasowe pojmowanie obcości. Jeżeli dla bohaterów jego powieści psychologicznych źródłem wyobcowania był koszmar winy i przymus uczestnictwa w pustych rytuałach życia zbiorowego, na co bohater reagował odmową działania, zanurzeniem się w sen. to w sylwach — w których bohaterem był pisarz — ujawnioną przyczyną obcości okazał się przymus pisania powieści, nakaz fabularyzowania, trzymania się fabuły: „No i znudziła się, znudziła się zwykle i po prostu, niczym monotonna, automatyczna czynność wykonywana przez wiele lat. 1 pomyślałem sobie, że byłoby miło pisać od chwili do chwili, od zachcenia do zachcenia, od przypadku do przypadku” (Kalendarz i klepsydra, s. 5); „Odrzuca mnie. Odrzuca mnie od beletrystyki. Z siłą silnika odrzutowego odrzuca mnie od roboty fabularnej. Utrzymanie prestiżu wymaga płodzenia od czasu do czasu powieści. Już najwyższa pora, żeby wykrztusić z siebie tom prozy. Ale nie mogę. Ale nie mogę” (Wschody i zachody księżyca, s. 3); „Nie umiem pisać prozy, nie chce mi się pisać prozy, nie wierzę w prozę” (tamże, s. 154); „Ale ja już wolałbym tłuc kamienie na drodze, niż pisać
regularne, prawidłowe powieści. A mnie od tych powieści odrzuca jak od padliny” (Nowy Świat i okolice, s. 58).
Sylwa miała być więc próbą odnalezienia azylu w prywatności — pojętej dosłownie (dom, nisza, noc, samotność), jak i przenośnie, tzn. warsztatowo, jako pisanie niezobowiązujące, nieintencjonalne, niepielęgnowane. Okazuje się zatem, że Kalendarz... wyjaśnia przyczyny naczelnych nieporozumień, jakie odtąd narastać będą wokół twórczości Konwickiego: oto autor przesunął punkt ciężkości z wytworu pisania, czyli dzieła, na czynność pisania, na samą aktywność; razem z tym nastąpiło przesunięcie funkcji pisania z poznawczych na terapeutyczne i ze społecznych na prywatne. Sylwa miała uleczyć autora ze znudzenia fabułą, miała pogodzić go z literaturą. Słusznie tedy twierdził J. Walc, że zadaniem sylwy było wywołanie przeżycia oczyszczającego, choć w recenzji swej zapomniał dodać, że „oczyszczenie” przeżyć mógł tylko autor. W kontekście wydarzeń roku 1976 trzeba więc przyznać, iż takie sprywatyzowanie pisarstwa było swego rodzaju deklaracją niezaangażowa-nia, wyznaniem społecznej niemocy literatury.
Ale częste, choć ironiczne wzmianki o zeszło wiecznej jej potędze dowodziły, iż Konwicki świetnie widział powracający problem „społecznej funkcji sztuki”. W tym kontekście postrzegać można Kalendarz... jako pierwszą odpowiedź na
131 —