Bi_ Część III. Śmierć długa i bliska
przyrodzonym, których wiarygodność winien potwierdzić lekarz (cudow> uzdrowienia, epidemie jako kara Boska, różne dopusty Boże). Wśród faktów uważanych za cudowne wymienia nie psujące się zwłoki (De cadaverum mcorruptilitate). Ale zgodnie ze zwykłą chwiejnością tej medycyny uznaje on odporność ciał na gnicie za naturalną lub cudowną. Następuje cały traktat o rozkładzie ciał, z czego wnioskujemy, jak ważny był to temat dla autora-po pierwsze, miał znaczenie praktyczne w procesach sądowych i w dziedzinie higieny publicznej, po drugie, znaczenie naukowe, bo skoro ciało opierało się rozkładowi, oznaczało to, że są w nim resztki życia i wrażliwości a po trzecie, znaczenie natury emocjonalnej, niemal zmysłowej, gdyż trupy same w sobie zaciekawiały i podniecały: rozprawiano o nich bez końca.
Za normalne uważa się przypadki, kiedy ciała chroniono od rozkładu stosując specjalne zabiegi, jak usuwanie wnętrzności i balsamowanie, to znaczy wprowadzanie substancji balsamicznych; jest to sposób skuteczny. Są również przypadki cudowne, jak ów podany przez Garmanna, mający przemawiać za „wrażliwością” zwłok: pewien wisielec wisiał dwa lata na szubienicy i ciało jego nie zgniło. Wreszcie słyszymy o serii przypadków, kiedy ciało nie psuło się z przyczyn naturalnych, bez pomocy sztuki, a zależało to od rodzaju przebytej choroby, pory roku, wieku zmarłego. Zahamowaniu procesu gnicia mogły poza tym towarzyszyć zjawiska wymienione wyżej, wśród przykładów świadczących, że ciała nie są całkiem martwe: zdarzało się, że krwawiły albo się pociły.
Najwięcej uwagi poświęcano miejscu inhumacji. Są ziemie, które pożerają, i ziemie, które konserwują. To samo dotyczy metali: ołowiane trumny konserwują i dlatego możni tego świata woleli je od innych.
Znaczenie ma również głębokość grobu. Głęboko pogrzebane ciała stają się suche, arida et sicca, i konserwują się jak „wędzone mięso”. Opowiadano również, że ciała wystawione na działanie światła księżyca szybko się psują; tak przynajmniej twierdził Galen, jednakże Zacchia wcale w to nie wierzy.
Niektóre cmentarze słynęły z tego, że szybko następował tam proces rozkładu; taką opinię miał cmentarz Niewiniątek, ten „pożeracz ciała”, gdzie podobno ze zwłok po upływie dwudziestu czterech godzin pozostawały tylko kości. Inne natomiast konserwowały zwłoki i zamieniały je w mumie. Zacchia cytuje jako przykłady kościół Kordelierów w Tuluzie oraz campum sanctum w Rzymie — kościół kapucyński Niepokalanego Poczęcia koło Piazza Bar-berini. W początkach wieku XIX, według Emily Bronte, na małym cmentarzu z Wichrowych wzgórz „wilgotność torfu miała jakoby te same skutki co balsamowanie dla paru ciał tam pogrzebanych”.4 W tego rodzaju ziemi zakonserwowała się opisana przez Thomasa Bartholina Mummia Danica: po upływie lat pięćdziesięciu ciało było jędrne, skóra sucha, broda ruda, pozostały rzadkie włosy. Lud, zdumiony tym przypadkiem uniknięcia procesu rozkładu, twierdził, że albo za życia Mummia Danica została stracona
z królewskiego rozkazu, albo też źle żyła ze współmałżonką. W każdym razie ta mumia była przeklęta. Konserwację zwłok uznano w tym przypadku za karę. Na ogół bowiem szybkie strawienie zwłok przez ziemię uważano za dobrodziejstwo: testatorzy z wieku XV, jeżeli nie mogli uzyskać pochówku na cmentarzu Niewiniątek, prosili, aby przynajmniej rzucono im do grobu trochę ziemi stamtąd pochodzącej. Grób na cmentarzu Niewiniątek gwarantował, że wkrótce nic z nich nie pozostanie. Jest to zwycięstwo idei nicości, pogardy dla ciała, o czym mówiliśmy w poprzednich rozdziałach w związku z przedstawieniami vanitas.
Zacchia opowiada, że w pewnym grobie znaleziono nietkniętą rękę, podczas gdy reszta ciała znikła. Wieść głosiła, że ręką tą uderzono ojca lub matkę, więc zachowała się na znak hańby. Ale „te przyczyny są nadnaturalne”, sądzi Zacchia, jak w przypadku opowieści Bedy, według której dzieci urodzone w pewne dni w końcu stycznia nie podlegają po śmierci procesowi gnicia.
Takie są, nakreślone pokrótce, gdyż literatura przedmiotu jest ogromna i gadatliwa, przedstawione przez Zacchię i Garmanna poglądy lekarzy z końca XVII wieku na zjawiska obserwowane na trupach. Przyznają zmarłemu pewien rodzaj osobowości, sugerują, że ma on pewien byt i że czasem daje tego dowody.
W wieku XIX medycyna porzuci ten pogląd i przyjmie tezę, według której śmierć nie istnieje sama w sobie, jest rozdzieleniem się duszy i ciała, utratą formy, nie-życiem. Śmierć stała się jedynie brakiem cech, negacją. Nie będzie więc już miała znaczenia poza określoną, nazwaną i skatalogowaną chorobą, której jest ostatnim etapem. Jednakże pozostało coś jeszcze ze starej medycyny w artykule zamieszczonym w „Revue franęaise de medecine militaire” z roku 1860, omawiającym wyraz twarzy żołnierzy poległych na polu bitwy; jest to bardzo poważne fizjonomiczne studium poświęcone zmarłym.
SEKCJA ZWŁOK I BALSAMOWANIE
Tak więc lekarze zajmują miejsca ludzi Kościoła albo z nimi rywalizują: oni tłumaczą to, co niewyrażalne, oni odsłaniają tajemne odruchy wrażliwości. Ich idee krążą w atmosferze, sięgają daleko poza ich uczone kręgi. Znajomość ciała ludzkiego przyswajają sobie liczni litterati.
Drogą do tej wiedzy była sekcja zwłok, uprawiana od dawna na wydziałach medycznych w celach nie tylko naukowych, ale również praktycznych, jak konserwacja ciała, czym zajmowali się specjaliści nie będący lekarzami.
W wieku XIV konserwowano zwłoki niektórych ważnych osobistości, aby można je przewieźć do daleko położonego grobu albo też podzielić na części i pochować w wielu grobach. Zaczynano od ćwiartowania ciał jak grubej
23 — Człowiek i śmierć