ściach powstał ten utwór? Otóż piękna pani Delfina miała małego pieska. Któregoś popołudnia piesek bawił gości wirując jak nakręcony na środku salonu. Bez powodzenia próbował schwytać zębami swój własny ogon. Kiedy zapadł zmierzch i gospodyni poprosiła Chopina o chwilę muzyki — ten siadł do fortepianu i zebrane towarzystwo rozpoznało w kołujących, lekkich dźwiękach szybkiego walca niedawny taniec pieska. Fryderyk spojrzał na opartą
0 fortepian Delfinę — muzyka zmieniła się w śpiewną i słodką, w subtelny komplement dla urody i czaru hrabiny, by znów powrócić do figlarnego walca. Krótka pauza poprzedziła zdecydowanie, głośno,
1 jakby gniewnie zagrane zakończenie; piesek zapewne został wyrzucony z salonu!
Cała historyjka pasuje znakomicie do muzycznego przebiegu Walca Des-dur. Jednak więcej w niej zmyślenia niż prawdy. Zachowane rękopisy Chopina, pełne skreśleń, poprawek, dopisków, dowodzą, w jakim napięciu, z jaką twórczą męką pracował nad każdym taktem. Jeśli nawet w przypływie muzycznej fantazji zaimprowizował wtedy w salonie żartobliwego walca, ten Walc Des-dur, który został później wydrukowany, był już zupełnie innym utworem, gruntownie przemyślanym i napisanym na nowo.
Po upadku powstania listopadowego w Paryżu przebywało wielu Polaków. Chopin utrzymywał ożywione kontakty z emigracią. Zapisał się do patriotycznego Towarzystwa Literackiego Polskiego. Brał często udział w spotkaniach, na których bywali Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. W polskim gronie najchętniej spędzał Gwiazdkę. Wtedy też najsilniej odczuwał swą samotność. Jak głęboka była tęsknota za świąteczną atmosferą rodzinnego domu, za warszawską zimą z zapachem choiny i dzwonkami sań, świadczy najlepiej jeden z najpiękniejszych utworów Chopina: Scherzo h-mołl (czyt. skerco). W jego środkowej części, wśród delikatnych, kołyszących dźwięków rozpoznać można melodię starej kolędy „Lulajże, Jezuniu”.
Stęskniony za rodzicami, Fryderyk gorąco pragnął ich zobaczyć. Powstał projekt spotkania w Kar-lovych Varach. Latem 1835 roku państwo Chopinowie przybyli tu na kurację i po kilkuletnim rozstaniu uściskali wreszcie ukochanego syna. Nikt nie przewidywał, że będzie to ich ostatnie spotkanie. Czesi czcząc pamięć Chopina organizują w tym uroczym uzdrowisku od wielu lat festiwale chopinowskie.
W 1838 roku Fryderyk zaniknął sobie nieodwołalnie możliwość powrotu do kraju. W tym bowiem czasie ambasador rosyjski przypomniał sobie, że uznany za najpierwszego pianistę Europy Fryderyk Chopin jest poddanym cara. Królestwo Polskie wraz z Warszawą należało przecież do zaboru rosyjskiego. Ambasador w imieniu swego monarchy wystąpił więc do Fryderyka z propozycją nadania mu tytułu „Pierwszego Pianisty Jego Wysokości Imperatora Rosji”. Ku zdumieniu i wściekłości dyplomaty, zaszczyt ten został odrzucony. Chopin odpisał: „Jakkolwiek nie brałem udziału w rewolucji 1830 r., gdyż byłem jeszcze na to za młody, to jednak sercem byłem z tymi, co ją robili. Dlatego uważam się za emigranta, który to tytuł nie pozwala mi przyjąć innego”.
W 1837 roku Chopin poznał Aurorę de Dudevant (czyt. de Diidevan), pisarkę francuską, drukującą swe powieści pod męskim pseudonimem George Sand (czyt. Żorż San). Ich miłość, a później przyjaźń trwała lat jedenaście. Starsza od Chopina Aurora, troszczyła się o niego jak o własne dziecko. Wiele razy spędzał wiosnę i lato w jej wiejskiej posiadłości w Nohant (czyt. Noan). W uroczym, spokojnym, otoczonym rozległym parkiem dworku pani Sand powstawały nowe mazurki, polonezy, preludia.
Dziś Nohant znajduje się pod opieką Francuskiego Muzeum Narodowego. Leży z dala od wielkich szlaków turystycznych. Przed domem pani Sand, szumi jak dawniej wielkie, rozłożyste drzewo. Na parterze, w salonie stoi stół nakryty do kolacji. Obok — fortepian, na którym grywał Chopin. Otwarte drzwi wiodą do ogrodu. Na piętrze pokój Aurory z wysoko zasłanym łóżkiem, i maleńką, różową parasolką, jakby w pośpiechu zaczepioną o krzesło. W niskim sąsiednim budynku stoją powozy. Na koźle leży stary cylinder. Przez pola biegnie zapylona droga. Dzwonią świerszcze. Wszędzie kojąca cisza. Wydaje się, że mieszkańcy wyszli tylko na spacer i za chwilę tu wrócą.
W tamtych latach Fryderyk wracał do Nohant coraz słabszy, coraz bardziej chory. W 1848 roku wyjechał jeszcze do Anglii. Bladego, wycieńczonego, z postępującą gruźlicą, musiano wnosić na schody. Nie mógł już chodzić o własnych siłach. We wrześniu następnego roku opuścił swe duszne mieszkanie w centrum Paryża i przeniósł się na słoneczne, zielone przedmieście. Na wezwanie umierającego przybyła z Polski ukochana siostra Ludwika, przyjechała też Delfina Potocka.
Zgon nastąpił w nocy, 17 października. Cyprian Kamil Norwid, wielki poeta polski, świadek chwil ostatnich Chopina, przesłał do Polski wzruszający nekrolog:
„Rodem warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel, Fryderyk Chopin zeszedł z tego świata. Umiał on najtrudniejsze sztuki zadanie rozwiązywać
gp&ui z tajemniczą biegłością — umiał bowiem zbierać kwiaty polne, rosy z nich ani puchu nie otrząsając najlżejszego. I umiał je w gwiazdy, w meteory całej wm świecące Europie, ideału sztuką przepromieniać.
‘ Przezeń ludu polskiego porozrzucane łzy po polach, w diademie ludzkości się zebrały na diament piękna. Cały prawie żywot poza krajem spędził dla kraju”.
Uroczysty pogrzeb odbyły się w słoneczny dzień 30 października, w kościele Św. Magdaleny. Chopina żegnały nieprzeliczone tłumy przybyłe z całego Paryża i z wielu miast Europy. Zegnała go także muzyka — brzmiał jego „Marsz żałobny” i „Msza żałobna” Mozarta. Kondukt wiedli najsławniejsi artyści, składając Fryderykowi ostatni hołd czci i przyjaźni.
Wiersz zrymowany niegdyś przez warszawskich przyjaciół okazał się proroczy. Serce Chopina wróciło do kraju. Wmurowano je w jedną z kolumn kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu.
Małgorzata Komorowska
584