Cóż! Trudno by zasłużony eksport ONZ nie wyznawał takiego credo, jeśli nie jest cynikiem. Co więcej: trudno by i czytelnik pod takim credo się nie podpisał, o ile nie chce zwątpić w możliwość przetrwania ludzkości! Jeśli jesteśmy przy wyznaniach wiary, to i ja muszę zadeklarować,- że całkowicie się zgadzam z dr Pa-jestką. Nie spieralibyśmy się z nim nawet chyba o kalendarz: zgodzi się on na pewno, że dobre dziesiątki lat są dla wykonania takiego dzieła niezbędne. Rzecz tylko” w owych „korzystnych warunkach wewnętrznych i zewnętrznych”. Smith, jak cytowałem wyżej, był przecież również przekonany, że do rozwoju gospodarczego każdego kraju potrzeba „tylko”: wolności, znośnej administracji i wymiaru sprawiedliwości.
Do nieporozumień wreszcie zaliczyłbym głoszenie w polemice ze mną, iż „fazy rozwoju społecznego różnych krajów nie powtarzają się i nie mogą się powtarzać". 2e nie głosiłem mechanicznej powtarzalności i, co więcej, że mocno podkreślałem „niepowtarzalność przebiegów historycznych” — wynika to chyba jasno z całości niniejszego rozdziału.
Ale po usunięciu na bok punktów, w których poglądy Pajestki uważam za niesłuszne, i po wyliczeniu nieporozumień, zostaje coś jeszcze: zostaje właściwa polemika. Odmienność poglądów na bardzo istotne sprawy.
Dr Pa j es tka zdaje się nie wierzyć, a w każdym razie nie przywiązywać większej wagi do możliwości uogólnień i użyteczności klasyfikacji problematyki krajów zacofanych. Ćlekawe. Doświadczony praktyk, doradca ekonomiczny paru krajów zacofanych, w każdym z nich napotykając całkowicie odmienne warunki, w każdym natykając się na odmienne trudności i przeszkody, w każdym „skazany na szukanie nowych -rozwiązań”, mimo całej „konstruktywności” swych działań, dochodzi tu do stanowiska zbliżonego do tych, którzy na innej drodze, wychodząc od syntezy socjologicznej, zajmują skrajne stanowiska „wielokierunkowe”!
Expressis verbis deklaruje dr Pajestka swą nieufność co do znaczenia i, zwłaszcza, użyteczności klasyfikacji krajów zacofanych z punktu widzenia Ich struktury społecznej C.czy będą to wnioski podstawowe”? pyta). „Rzeczą zasadniczą” dla rozwoju gospodarczego jest natomiast dla niego „chęć” i możliwość rozwiązywania powstających problemów*’. „Chęć i możliwość”? czy nie mówimy tu przypadkiem znowu o tym samym, tyle że ja w kategoriach materialistycznych. a Pajestka w idealistycznych? Szeik arabski często „nie chce” inwestować. Czy dlatego, że jest niedobry? albo niemądry? Chłopi meksykańscy nie idą do przemysłu, choć ten oferuje względnie wysokie płace. Dlaczego? czy dlatego, że są nieoświeceni? że „nie chcą”? Że wszystkie tego rodzaju „chęci” czy „niechęci", wyrażające się w masowych, jednokierunkowych działaniach przedstawicieli poszczególnych klas społecznych są zdeterminowane istniejącym ustrojem społecznym i pozycją tych klas w tym ustroju — o tym nie trzeba chyba przekonywać ekonomisty w Polsce Ludowej. A tylko to chciałem powiedzieć.
* Warunki dyskusji są nierówne. Powtarzam: dr Pajestka zna szereg krajów zacofanych z własnej praktycznej działalności ekonomisty, gdy ja znam je tylko z książek. Ale skoro jesteśmy przy „wyznaniach wiary” — to niech i mnie wolnó będzie zadeklarować moje: wierzę, że nauka może ułatwić ludziom rozwiązywanie problemów, przed którymi stają; wierzę, że postępowanie naukowe prowadzi przez i- obserwację i klasyfikację; wierzę, że uogólnienie jest celem i racją bytu pracy „ badawczej; wierzę, że Jak do wszystkich zjawisk społecznych, twierdzenia te są Ił słuszne również i w odniesieniu do problematyki krajów zacofanych.
XVI. PRZEWIDYWANIA OPARTE O HISTORIĘ
GOSPODARCZĄ
PRZEWIDYWANIE W NAUCE HISTORYCZNEJ
W Heddzie Gabler Ibsen przedstawia dwóch historyków. Jeden z nich, poczciwy a ograniczony privat-dozent pracuje od lat nad dziełem o „Przemyśle domowym brabanckim w wiekach średnich”. Drugi, żyjący na krawędzi zorganizowanego mieszczańskiego społeczeństwa, niewątpliwie genialny, napisał właśnie... „historię przyszłości”.
Zostawmy na stronie fin-de-siócle’ową scenerię Heddy Gabler: zapijaczonego geniusza, pogardzanego mieszczucha, niezrozumiałą kobietę itd. Nie będzie jednak wielkim paradoksem, jeśli powiemy, że jednym z podstawowych motorów pchających ludzi do zajmowania się przeszłością jest ciekawość przyszłości. Jeśli nie jest to prawdziwe w stosunku do rzeszy bezpretensjonalnych antykwarystów — to jest to prawdziwe zwłaszcza wobec wielkich uczonych (bohater Ibsena) i ... laików (Ibsen).
Stosunek nauki historycznej do zagadnienia przewidywań nie jest tak prosty, jakby się mogło wydawać przy lekturze wypowiedzi podręczników metodologii z ostatniego półwiecza. Nie zawsze i nie wszyscy zajmowali tu stanowisko negatywne. Co ważniejsze zaś nieraz niejeden element w dziele tych, którzy zajmowali expressis verbis stanowisko negatywne, przeczy temu; między wierszami dzieł lub nawet tylko z dokumentów biograficznych historyków przeziera czasem wstydliwie ukrywana nadzieja, że droga badań historycznych doprowadzi przecież do jakiegoś uchylenia rąbka zasłony, ukrywającej przyszłość. W tej chwili nie jest dla nas rzeczą ważną, czy nadzieja ta była w jakimkolwiek stopniu uzasadniona, czy też nie. Ważne jest, że istniała i jako taka była potężnym motorem rozwoju nauki. Jeśli nie wszyscy i nie zawsze — to przynajmniej najwięksi, twórcy szkół i kierunków, Voltaire ' i Guizot, Michelet i Thierry, De Toqueville i Niebuhr, Lelewel i Czctt nyszewski — wszyscy oni wiedzieli, dlaczego i po co zajmują się historią, .wiedzieli czego i dlaczego w niej szukają. I to właśnie nadawało ich dziełu spoistość wewnętrzną i konsekwencję, to sprawiało, że dzieło ich było nie tylko zbiorem informacji o dawno .minionych faktach, lecz