El Jeffery i Fred pojawili się w tym samym momencie, co reszta Banitów. A że Tonio nie panikował, to kiedy wszyscy już zostali poinformowani o najnowszych wydarzeniach, nasza rozmowa bardziej przypominała intelektualną dyskusję niż cokolwiek innego. Uspokoiłam się i nawet Floss zdawała się bardziej rozluźniona.
- W końcu to tylko plotka - zauważył El Jeffery. -A plotki krążą tutaj jak muchy.
Po wielu kolejnych kawach wszyscy byliśmy już dobrze najedzeni i trochę rozleniwieni. Skinęliśmy.
Wtedy pojawił się Rohan. Skinął, by Bron podszedł do niego do kuchni. Wszystkim znów zrobiło się nieswojo. Poczułam to i zaczęłam się denerwować na kolejne złe wieści. No bo doprawdy, czemu Rohan miałby szeptać, gdyby chodziło o dobre wieści?
Bron podszedł z powrotem do stołu, a wraz z nim zbliżył się z ponurą miną Rohan.
- Rohan ma kuzyna - odezwał się Bron. - Który często chodzi przez tereny Reginalda. Mówi, że ostatnio mnóstwo się tam dzieje, a to łatwo zauważyć. Regi-nald zwykle nie rzuca się w oczy i niewiele rusza. A ten kuzyn mówi o ciemnowłosym śmiertelniku, i to ciężko rannym.
- Nie ma w nim ani krztyny magii - dodał Rohan. -Trudno ukryć, kim naprawdę jesteś, gdy straciłeś siły. Ale na pewno ma jakieś wsparcie magiczne i mam wrażenie, że nie chodzi o Reginalda.
Floss poprawiła się na krześle.
- Feron? - zapytała. - Pasowałby na kogoś, kto pomaga takim typom jak Major, aczkolwiek Mab wie, jak mogli się spotkać. Ale jeśli się spotkali, to na pewno by sobie przypasowali. A Feron i Reginald zawsze mieli jakieś dziwne konszachty.
- Paskudy się przyciągają? - zapytał Fred.
- Oczywiście - odparł Bron. - Ale wszystko inne to tylko domysły. Poza tym, że gościem Reginalda jest śmiertelnik.
Rohan skinął głową.
- A skoro współpracuje z Reginaldem, to możemy uznać, że jest nieprzyjemny i niebezpieczny. Obecnie większość dnia spędza nad wodą, w słońcu. Podejrzewam, że dobrze zgadliście, kim jest. Któregoś popołudnia mój kuzyn słyszał, jak Reginald zwraca się do niego per Majorze.
Nastała długa cisza.
A potem Floss pokręciła głową tak mocno, że aż włosy wpadły jej do oczu. Miałam nawet wrażenie, że słyszę świst powietrza. Spojrzała wprost na Tonią i powiedziała:
- A więc mieliśmy rację. Tak mi przykro, Toniu. Tak się skupiłam na sztuce, że zapomniałam o wszystkim. Byłam w domu. Czułam się bezpiecznie. - Zamilkła, a potem ręce jej opadły i dodała. - Powinnam to przewidzieć.
Tonio pogłaskał Floss po ręku. A potem dodał prawie obojętnym tonem:
- Mówiłem ci już. Nic z tego nie jest z twojej winy.
- Ale miałam być waszym przewodnikiem... Miałam...
Tonio jej przerwał.
- Floss, uspokój się. Wszyscy wiedzieliśmy, że istnieje ryzyko. Zawsze coś się może przydarzyć. Każdego dnia. Więc przestań.
187