mnie tak szybko, że powstał powiew wiatru, ale akurat rozglądałam się za El Jefferym. Na razie wszystko wyglądało jak typowa dla nas, zwyczajna produkcja. Nieco chaosu zawsze wprowadzało luźniejszą atmosferę. Uchwyciłam spojrzenia Brona i Rohana. Obaj gapili się na nas szeroko otwartymi oczami, usiłując zapewne zrozumieć nienaturalną aktywność i chaotyczną krzątaninę, jaka zapanowała w ich miejscu pracy.
- Wszystko gra - zapewniłam ich, gdy razem z Ma-xem zrzuciliśmy obok nich kilkanaście pudeł z podstawkami i różnymi świeczkami. - Przygotowujemy się tylko, aby szybko się spakować, kiedy upłynie czas wyznaczony przez Elbego.
- Persjo, to jakieś pandemonium - zaprotestował Bron.
- No tak, przygotowujemy przecież przedstawienie. - Z tymi słowami opuściłam go, zręcznie wymijając El Jeffery’ego z jego bębnem, aby poszukać zapałek. Jakkolwiek by było - bez nich zwykli śmiertelnicy nie potrafili zapalać świec.
Ciągle przetaczały się pomniejsze dyskusje na temat tego, czy ktokolwiek poza rodziną i przyjaciółmi Floss oraz osobami towarzyszącymi (wśród których mógł przecież znaleźć się Major) powinien oglądać spektakl, który upierałam się nazywać przeglądem kostiumów. Pomniejsze, ponieważ Floss ucięła wszelkie poważniejsze dysputy jednym cichym i nieznoszącym sprzeciwu „nie”.
Zapytany o zdanie Fred odparł:
- Floss ma rację. Nie sprowadzaj nikogo więcej.
- Ale jeśli będą inni, będzie szerszy odzew wśród publiczności - upierałam się jeszcze. - Jestem pewna, że miałeś rację, mówiąc, że twoja rodzina nie weźmie w tym udziału.
- Jak już powiedziałam wcześniej, jeśli będzie potrzebny udział, sami się tym zajmiemy - odpowiedziała za niego Floss.
Fred siedział przy stole z łokciami opartymi o blat. Wyprostował swój długi wskazujący palec na potwierdzenie jej słów.
- I tak nie możemy o to nikogo innego poprosić, bo matka nie udzieli im zgody. Ojciec tylko ją poprze, zobaczycie. Zawsze się z nią zgadza. - Fred urwał i wciągnął głośno powietrze.
- Silna osobowość. Matka.
- Delikatnie mówiąc - prychnęła Floss.
- No właśnie. - Fred uniósł ramiona i opuścił je w geście rezygnacji. - Nie mamy pewności co do Fero-na, ale nawet jeśli się pokaże, najbezpieczniej będzie przyjąć, że nie stanie po naszej stronie. Sugeruję udawać, że Bron i Rohan biorą w tym udział, i przydzielić im role klakierów na widowni.
- Czy to wszystko jest bardziej niebezpieczne, niż udaję, że jest? - zapytałam.
- A udajesz, że jest? - Fred wydał się tym szczególnie zainteresowany.
Popatrzyłam wokół stołu, na moich przyjaciół.
- Oczywiście, że udaję. Bez tego nigdy nic by się nie udało.
Floss przytaknęła.
- Masz rację. Tylko nie zapominaj, co z tego jest prawdą, a co tylko zabawą.
- Jeśli zabawa powinna być przyjemnością, to nie wiem, czy można to pod zabawę podciągnąć - stwierdził Tonio.
221