Struktura rewolucji naukowych
czony w ten sposób do opisu jakiegoś z góry znanego świata nie może całkiem neutralnie i obiektywnie zdawać sprawy z tego, co „dane”. Badania filozoficzne nie dostarczyły jak dotąd nawet wskazówek, jak miałby wyglądać język dający takie możliwości.
W tych warunkach możemy przynajmniej domniemywać, że uczeni mają słuszność, tak w zasadzie, jak w praktyce, uznając tlen i wahadło (możliwe, że również atomy i elektrony) aa podstawowe składniki swojego bezpośredniego doświadczenia. W wyniku ucieleśnionego w paradygmacie doświadczenia gatunku, kultury, wreszcie naukowców doszło do tego, że świat uczonego zapełnił się planetami, wahadłami, kondensatorami, rudami metali i wieloma innymi jeszcze tego rodzaju ciałami. W porównaniu z tymi przedmiotami percepcji zarówno odczyty na podziałce metrycznej, jak odbicia na siatkówce oka są już starannie opracowanymi konstrukcjami, do których doświadczenie ma bezpośredni dostęp tylko wtedy, gdy «rudy mieszkaniec Wilmington w roku 1947» i «miesz-kaniec Wilmington w roku 1947 ważący między 175 a 180 funtów» mogłyby zostać połączone w definicję konstrukcyjną... Pytanie, czy «mógłby być» ktoś, do kogo stosuje się jedno z tych określeń, a nie stosuje drugie, jest bez znaczenia... skoro już rozstrzygnęliśmy, że nie ma takich osób... Całe szczęście, że nie chodzi o nic więcej, albowiem pojęcie przypadków «możli-wych», które nie istnieją, lecz mogłyby , istnieć, jest bardzo niejasne”.
uczony dla dobra swych badań na to pozwoli. Nie zamierzam przez to nikogo przekonywać, że na przykład wahadło jest jedyną rzeczą, jaką może widzieć uczony, patrząc na kołyszący się kamień. (Mówiliśmy o tym, że uczony należący do innej społeczności naukowej może tu widzieć utrudnione spadanie.) Chodzi jednak o to, że uczony patrzący na kołyszący się kamień może nie mieć bardziej elementarnego doświadczenia niż właśnie widzenie wahadła. Alternatywną możliwością nie jest jakaś hipotetyczna „ustalona” wizja, ale sposób widzenia, jaki osiąga się za pośrednictwem innego paradygmatu — takiego, który przeobraża kołyszący się kamień w coś innego.
Wszystko to wyda się bardziej zrozumiałe, jeśli uzmysłowimy sobie, że ani uczeni, ani laicy nie uczą się widzenia świata po kawałeczku, punkt po punkcie. Oprócz sytuacji, w których wszystkie kategorie pojęciowe i operacyjne są z góry przygotowane — na przykład do wykrycia nowego pierwiastka transuranowego lub do spostrzeżenia nowego domu — zarówno uczeni, jak laicy od razu wyodrębniają ze strumienia dostępnego im doświadczenia ogromne obszary. Dziecko, przenoszące słowo „mama” ze wszystkich istot ludzkich najpierw na wszystkie kobiety, a następnie na swoją matkę, uczy się w ten sposób nie tylko tego, co znaczy „mama” lub kto jest jego matką. Zaczyna zarazem poznawać niektóre różnice między mężczyznami a kobietami oraz orientować się, w jaki sposób odnosić się do niego będzie ta właśnie jedna kobieta. Zgodnie z tym odpowiedniej
225