opłacając. Natłok roboty wymagający ciągłej i nużącej pracy, bynajmniej zdrowia jego nie osłabiał, zawsze jednak urozmaicał Swoje zatrudnienia: najwięcej malował, często bardzo z gliny Jepił figurki, i one jam draperyą przyodziewał: sam robił małego wymiaru kolasy, kibitki, sanie, i tym podobne sprzęty wiejskie, które tylko w swoich obrazach musiał naśladować. Miał przytćm szczególniejsze upodobanie w starożytnościach krajowych, i ogromny zbiór tych osobliwości, nawet bardzo kosztownych, Btanowił śliczny i rzadki w swoim rodzaju gabinet. Mnóstwo tam było pubarów, tac, czasz, rzeźby z drzewa i kości słoniowej, zbroi polskich, i ludów kaukazu, luki i strzały kaimuków, i tysiące innych ciekawości, które przeszło 600,000 zip. przez znawców ceniono Jak dziś pamiętam główkę dziecięcia z drzewa ciemnego rzniętą, za szkłem osadzoną. Pająk wlazł na czoło chłopczynie: przestrach i płacz nigdy być nie może lepiej oddanym, jak w tój główce.
Pod tę właśnie porę, kiedy Orłowski tak obficie malował swoje obrazki, Senefelder wynalazkiem litograficznym, podał sposób artystom rozmnożenia pierwotworów. Poszło to bardzo na rękę Orłowskiemu, bo umiejąc władać kredką, pracę swoję w tysiąc razy mógł upowszechnić- Brał zatem kamienie od Beggrowa, dobrze oznajomionego z tajemnicami przyprawy, rysował feldjegrów w kibitkach, Baniach, trójką łub parą koni jadących, rozmaitych podróżnych, w mieście targi wiktuałów, rozwożących drzewo i inne ciężary: na wsi pląsy i skoki włościan, huśtawki i skakania na desce: Persów, Czer-kiesów, Kałmuków, Baszkierów na koniu. Przypominam jego trójkę pijanych, co za ręce z sobą się pobrawszy, nic idą, ale się potaczają; nic śmićszniej-szego nad to w swoim rodzaju I Osowiałe oczy, uśmiech na ustach, bezwładność członków, niezgrnbność stąpania; jeden z nich zgubił rękawicę, drugi swój kapelusz, lekko rzucone, z uczuciem dotknięte, cudnej piękności daje obrazek. Wszystkie jego rysunki pomimo znaczną liczbę egzemplarzy, już zupełnie z handlu wyszły, i dziś do rzadkości się liczą. Niektórych starano się zrobić kontrfakeye, ale je oko znawcy łatwo poznać może.
Petersburska akademia sztuk pięknych, mieści w galeryi swojej obraz olejny Orłowskiego, dość wielkiego rozmiaru, wyobrażający tabor kozaków, na wozach, koniach, w przechodzie przez okolicę lesistą: koloryt w tej robocie, tak jak i we wszystkich akwarcllach, zimny, w siny wpadający, zawsze jednak sposób malowania szeroki, pełnym pędzlem odrazu farby kładzione, ściany świateł i cieniów szerokie, na drzewach liście z wyszukaniem i dowcipem rzucane, ziemia trawą, krzewami, zaroślami, kamieniami i wodą upstrzona, wielkiego mistrza dowodzą: jakoż w nagrodę tćj jego pracy, na posiedzeniu professorów, został uznanym za członka honorowego tćjże akademii. Zblizka na tę robotę patrząc, zdaje się ona jakby niewykończona, tak miejscami chropawo i grubo farby nałożone: w oddaleniu jednak przyzwoitem, tak jak każdy obraz musi być widzianym, wszystka ta szorstkość pędzla niknie, sam tylko efekt najpiękniej się wydaje.
22