62
wackiego i jego matki, tudzież jego ojczyma, doktora Augusta Becu, i jego dwóch córek z pierwszego małżeństwa, Aleksandry i Hersylji.
Gdy się wic o tern, z dziwnem namaszczeniem mija się szeroką bramę domu, który i dziś należy do zabudowań uniwersyteckich, prawie z bijącem sercem wchodzi się na obszerny dziedziniec z ogródkiem pośrodku, a gdy w ścianie domu, między dwoma oknami na pierwszem piętrze ujrzy się białe popiersie Słowackiego, ustawione we wklęsłej półokrągłej niszy, mimowoli chce się zdjąć kapelusz, jak przy wejściu do kościoła. Do sieni, prowadzącej na schody, wchodzi się przez ażurowy ganek obrosły winem, a kiedy się zacznie wchodzić na szerokie schody, może te same jeszcze, po których wchodził Julek, najprzód w uczniowskim, a potem studenckim mundurku, serce — gdy to jest serce autora 3-tomowej monografji o Słowackim — zaczyna bić coraz gwałtowniej, aż wkońcu, przy drzwiach z tabliczką mosiężną, objaśniającą, że tu mieszka Ferdynand Ruszczyć, trzeba przystanąć na dłuższą chwilę, by zaczerpnąć oddechu.
Profesor Ruszczyć poznaje odrazu swego dawnego znajomego i wielbiciela krakowskiego, więc rozmowa od pierwszej chwili, na tle salonu, stylowo umeblowanego staremi meblami, staje się równie ożywioną, jak miłą i pouczającą. Naturalnie mówi się o Wilnie i jego arcyciekawych zabytkach, o katedrze i kaplicy św. Kazimierza, o kościele św. Piotra i Pawła, którego prof. Ruszczyć jest specjalnym znawcą i komentatorem, aż wkońcu zaczyna się mówić o odkrytych niedawno pod kaplicą św. Kazimierza zwłokach króla Aleksandra i dwóch żon Zygmunta Augusta, Elżbiety i Barbary.
Jak w swoim czasie w Krakowie na Wawelu, gdy odkryto przypadkiem zwłoki Kazimierza Wielkiego, jednym z pierwszych, którego dopuszczono do ich oglądania, był Matejko, który zaraz narysował wszystko w tym stanie, w jakim zostało znalezione, tak i obec-