rozkazy. Jasne? Jeśli nie wrócę za pół godziny, to znaczy, że nie żyję.
Rozmawialiśmy w śmigłowcu, żeby utrudnić zadanie nieumarłym szpiclom. Po tym, jak znalazłam kawałek skały, stałam się prawdziwą paranoiczką. Broniłam sit, przed tą myślą, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, kto inny oprócz Bonesa mógł go zostawić. Pamiątka z jaskini była zbyt osobista, żeby łan wpadł na taki pomysł. Tylko Bones wiedział o naszej kryjówce i innych rzeczach. N;i myśl, że to on rozerwał na strzępy tamtych ludzi, poczu łam mdłości. Co stało się przez cztery lata, że aż tak sit, zmienił? Ze był w stanie zrobić tak makabryczną rzecz? Właśnie dlatego potrzebowałam tylko pół godziny. Albo on zabije mnie, albo ja jego. Tak czy inaczej, sprawa szyb ko się rozstrzygnie. Bones zawsze od razu przechodził do rzeczy i teraz też z pewnością nie planował romantycznego spotkania, skoro przysłał mi bukiet z części ciała.
Helikopter wylądował dwadzieścia pięć kilometrów od celu. Kolejne piętnaście mieliśmy podjechać samo chodem, a ostatnie siedem zamierzałam pokonać pieszo, Przez cały ten czas wszyscy trzej próbowali się ze mną spie rać, ale ja ich ignorowałam. Mój umysł był odrętwiały Rozpaczliwie pragnęłam znowu zobaczyć Bonesa, ale nic przypuszczałam, że stanie się to w taki sposób. Dlaczego: Nie przestawałam zadawać sobie tego pytania. Dlaczego po latach Bones miałby zrobić coś tak strasznego?
- Cat, nie rób tego. - Tatę podjął ostatnią próbę.
Otuliłam się szczelniej kurtką, podszytą nie futrem, tylko mnóstwem srebrnej broni, dającej niewiele ciepła Zima w tym roku długo nie chciała odpuścić.
I lite chwycił mnie za ramię, ale je wyszarpnęłam.
Jeśli zginę, ty przejmiesz dowodzenie. Twoim zadali i< m jest utrzymanie ludzi przy życiu. Ja mam inne. Zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, pobiegłam w las.
***
()statnie dwa kilometry przeszłam wolniejszym kro-I'l< ni, bo obawiałam się konfrontacji. Uszy miałam wy-/ ulone na każdy odgłos, ale jaskinia dlatego była tak dob-• i kryjówką, że wzniesienia i zagłębienia terenu odbijały ■ u »/praszały wszystkie dźwięki, przez co nie mogłam teraz i iilnych wyłapać. O dziwo, kiedy podeszłam bliżej, wydalin mi się, że słyszę bicie czyjegoś serca. Ale może był to mój własny puls. Gdy dotknęłam skały przy wejściu do I 'icczary, poczułam płynącą ze środka energię. Moc wam-I >n .1 wibrującą w powietrzu. O, Boże.
Zanim schyliłam się pod nawisem, wcisnęłam guzik zegarku. Zaczęło się odliczanie trzydziestu minut.
W każdej dłoni trzymałam groźnie wyglądające szty-kiy, nie mówiąc o tym, że cała byłam obwieszona nożami do rzucania. W spodnie wetknęłam broń załadowaną icbrnymi kulami. Ekwipunek do zabijania kosztował m.iłą fortunę.
Mój wzrok szybko przywyknął do nikłego światła, które (i /.yło się przez niewielkie pęknięcia w skale. Przedsionek |,i.kini był czysty, ale z głębi dochodziły różne dźwięki. W mojej głowie nagle wyraźnie rozbrzmiało pytanie, na I lóre wolałabym nie odpowiadać. Czy potrafiłabym zabić Honesa? Czy byłabym w stanie spojrzeć w jego ciemne
51