więc pośrednio żyję jej ślubem. Rozpakujmy twoje rza / Denise ma dzisiaj ostatnią przymiarkę i nie może się n nią spóźnić.
Randy się zmieszał.
— Eee, kochanie, nie mówiłaś przypadkiem, że będ/i* my mieli ludzi do pomocy? Jest nas tylko trójka.
— Nie martw się - roześmiała się Denise. - Cat poclm dzi z rodu farmerów. Uwierz mi, moglibyśmy tylko st .*• i się przyglądać, jak sama wszystko wnosi, ale to było I > niegrzeczne.
Randy przyjrzał mi się z powątpiewaniem. Dotrzymu jąc danego mi słowa, Denise nie zdradziła mu mojeg< prawdziwego pochodzenia. Jej narzeczony sądził, że po prostu pracuję dla rządu.
Ruszył teraz za mną na tył samochodu.
— Jesteś pewna, że chcesz to robić? Mój przyjaciel, jeden z drużbów, zaproponował mi pomoc. Odmówiłem mu, bo Denise powiedziała, że sobie poradzimy, ale mogt, jeszcze do niego zadzwonić. Naprawdę nie chcę, żebyś się przemęczała.
— Randy, to miłe, ale o nic się nie martw. Migiem uwi niemy się z robotą.
Pół godziny później Randy gapił się na swoje meble, starannie poustawiane w ładnym dwupiętrowym domu Denise. Bycie w połowie martwą nie zawsze jest do kitu.
— Farmerzy? - Randy popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
— Farmerzy - odparłam z uśmiechem. — Od pięciu pokoleń.
— Jasne — mruknął, a Denise stłumiła chichot.
U/., weź prysznic - ponagliłam ją. - Musimy iść.
K. u idy, o której dzisiaj wrócisz? Czy Cat i ja mamy
/jeść kolację?
I ak. Spotykam się dziś z przyjacielem, więc zajmie mi
Hm hę czasu.
' I u/ąknęłam znacząco.
I )obrze, już idę! - ustąpiła Denise.
I )/iękuję ci za pomoc - powtórzył Randy. - Nie tylko i 1 v przeprowadzce. I przy ślubie. Denise mówiła mi, że •" v/e może na ciebie liczyć. Taka przyjaciółka to rzadkość.
I '.u rzył na mnie i mówił to bez żadnego udawania, a ja '"/umiałam, dlaczego Denise coś dó niego poczuła. Jego i "Ii zenie było bardzo bezpośrednie.
Nie ma za co. - Nie dodałam nic więcej. Wiedziałam,
' nie muszę.
Jestem gotowa — oznajmiła wesoło Denise kilka mi-"iii później.
(>bjęłam Randy ego na pożegnanie.
Naprawdę miło było w końcu cię poznać.
Wzajemnie. Opiekuj się moją dziewczyną.
Och, opiekuje się — zapewniła go Denise. - Możesz mi wierzyć.
(łztery godziny później, po przymiarce Denise i spokojnej - choć raz! - kolacji, podrzuciłam ją do domu i polu bałam do siebie. Dochodziła pierwsza w nocy. Jak dla umie pora była jeszcze całkiem wczesna. Wysiadłam z samochodu i od razu poczułam dziwne napięcie w powieli /u. Nie słyszałam żadnych podejrzanych dźwięków, tylko szmer rozmów w okolicznych domach. Nikogo też nie
89