Płanetnicy
„W dzień Święta Wielkiejnocy poszedł chłop do lasu i narwał gałązek liszkowych (z leszczyny) na wici do pługa. Drugi chłop, który był w lesie, gdy zobaczył, co on robi, mówi: «Ociec, nie boicie się to kary boskiej, ażeby robić wici w tak wielkie święto?» «Ej, co tam — odpowiedział tamten — nie powiadajcie o tern nikomu® — i odszedł. Gdy. pierwszy odszedł, drugi chłop, który został w lesie, spogląda, a tu na granicy spuścił się z chmury płanetnik, czarny jak Murzyn, zły bardzo i idzie ku niemu. Chłop ten chciał uciec, ale nie mógł. Płanetnik pyta go się: "Człowieczku, czy i ty robisz wici? Oj, nie czyń tego, co tamten uczynił, bo grzech wielki, on zgrzeszył, będzie ukarany. Idź zaraz na twoje pola, zatchnij gałązki z palmy święconej w granicach twoich, bo tu źle się będzie działo». Poszedł więc chłop czym prędzej, wykonał rozkaz płanetnika, tj. palmy powtykał w granice swoje. Obydwóch tych chłopów pola razem graniczyły; temu, co wici robił w lesie w dzień Wielkiejnocy, grad wytłukł zboże, drugiemu zaś, co gałązki powtykał święcone, nie upadła na pole ani jedna kropla deszczu, ani jedna krupka gradu" (O. Kolberg, „Krakowskie", s. 50).
„Był jeden chłop, co orał na polu. Wtem zobaczywszy, że się jeden płanetnik mocuje z bardzo ciężką chmurą, nie mogąc jej wyciągnąć na lasy, na góry, więc on poszedł na góry i pomagał płanetnikowi ciągnąc ciężką gradową chmurę. Daleko się obadwaj zapędzili — dopiero dziękując chłopu za pomoc daną ten płanetnik pokazuje mu Morze Czarne i powiada: «Stąd deszcze nabieram^ Pokazuje mu Morze Lodowate i powiada: «Tutaj grad zrobię. Idź, powiedz ludziom, niech się pilnują, bom już chmurę wyładował, a na granicach twego pola zatchnij święcone palmy, to będziesz ocalony®. Chłop, powróciwszy, mówił o tym ludziom we wsi. Ludzie niewiele sobie robili z jego przestrogi, wbił więc gałązki z palmy święconej w swoje granice i ochroniony został od strasznej ulewy gradowej, która pola jego sąsiadów zniszczyła. Na tego chłopa ludzie źli byli we wsi i powiedzieli, że jest guślarz, i powtarzali to, dopóki nie poszedł do kościoła i nie wyspowiadał się“ (tamże s. 50— 51).
„Za mojej pamięci — mówił Danyło (jeden z juhasów bieszczadzkich) — chmarnik z Tarnawy, Pirog stary, słynął na całą Werchowyne, i z daleka, z Węgier nawet, szli ludzie do niego, niosąc dary bogate, a on za to brał ich dobytek w opiekę. Był to człowiek bogobojny i szanowany od wszystkich. Przed każdą burzą wychodził on na jakąś wysoką górę, zwracał się ku stronie, skąd burza nadchodziła, a modląc się, krzyczał z całej siły, szamotał się i walczył przeciw mocarzom nieczystym. Najczęściej zażegnywał burzę i odganiał złego ducha, który ją prowadził...
Dawno to już, dawno bardzo być musiało — prawił stary Daniła — bo to
76