Narodziny i upadek gospodarki rynkowej
parafii było jedynie możliwością, a nie obowiązkiem, oznaczało krok naprzód ku kształtowaniu większych jednostek administracyjnych i wyodrębnieniu różnych kategorii ubogich otrzymujących pomoc. Dzięki temu. mimo niedoskonałości owego systemu. Ustawa Gilberta wydawała się dobrym posunięciem. Tak długo, jak długo zasiłek zewnętrzny i dodatki do płac miały być jedynie środkami uzupełniającymi dobre ustawodawstwo socjalne, nie musiały uniemożliwiać racjonalnego rozwiązania kwestii ubogich. Jednak system speenhamlandzki położył kies tego typu reformom. Upowszechniając zasiłek zewnętrzny i dodatki do płac, nie kontynuował (jak błędnie utrzymywano) linii Ustawy Gilberta, lecz kompletnie odwróci! jej założenia i zburzył cały system Prawa o ubogich z czasów Elżbiety i. Z trudem stworzone rozróżnienie między przytułkiem, którego mieszkańcy pracowali na własne utrzymanie, a zwykłym przytułkiem dla ubogich, zostało całkowicie pozbawione znaczenia. Z poszczególnych kategorii ubogich i bezrobotnych zdolnych do pracy stworzono jedną — widziano w nich tylko masę nędzarzy uzależnionych od innych. Nastąpił proces odwrotny do polityki różnicowania i wyodrębniania poszczególnych grup ludzi potrzebujących pomocy: przytułek, w którym biedni pracowali na siebie, przekształcił się w dawne schronienie dla biedoty. Tradycyjne przytułki też zresztą zaczęły stopniowo zanikać i parafia stała się ponownie jedyną i ostateczną instancją w tym majstersztyku instytucjonalnej degeneracji.
Wskutek wprowadzenia systemu speenhamlandzkiego supremacja szlachty i duchowieństwa nawet się pogłębiła, jeśli to w ogóle było jeszcze możliwe. „Nieczyniąca rozróżnień szczodrość władzy”, na którą skarżyli się nadzorcy ubogich, osiągnęła szczyt swoich możliwości w okresie „torysowskiego konserwatyzmu”, kiedy sędziowie pokoju realizowali w gruncie rzeczy nieodpowiedzialną politykę hojności, w wyniku której główna część rosnących obciążeń podatkowych uderzała w wiejską klasę średnią. Większość drobnych właścicieli ziemskich [yeomanty] dawno już pochłonęły zmienne koleje rewolucji agrarnej, a pozostali dawni posiadacze, którzy utracili swoją własność [lifrholders], stopniowo łączyli się z chałupnikami, tworząc wraz z nimi — w oczach wiejskiego magnata — jedną warstwę społeczną. Ów magnat nie dostrzegał różnicy między biedotą a tymi, których los nagle skazał na ubóstwo; z wyżyn, z których przyglądał się pełnemu znoju życiu wsi, nie widział granicy oddzielającej biedaków od tych, którzy wskutek zbiegu niesprzyjających okoliczności akurat znaleźli
ś? * pojebie. Magnat ten zbytnio by się nie zdziwił,' dowiedziawszy się, że w nieurodzajnym roku pomniejszy farmer musiał .żyt z podatków , zrujnowany właśnie ich straszliwą wysokością. Ogólnie biorąc, relacja takich farmerów w stosunku do ubogich do pewnego stopnia przypominała relację między zatrudnionym a bezrobotnym w naszych czasach, gdy różnego rodzaju ubezpieczenia przerzucają na zatrudnionego ciężar utrzymywania osoby czasowo bezrobotnej.
Tvpowy podatnik nie miał jednak zwykle prawa do zasiłku dla ubo-ńch, a typowy robotnik rolny nie płacił podatków, z których pomoc ta była przyznawana. Z politycznego punktu widzenia przewaga szlachty nad wiejską biedotą została wzmocniona pTzez system speenham-landzki, pozycja wiejskiej klasy średniej zaś uległa osłabieniu.
Najdziwniejszy aspekt tego systemu stanowiły jego podstawy ekonomiczne. Na pytanie: „Kto płacił za system ze Speenhamłand?’, nigdy właściwie nie udało się odpowiedzieć. Główny ciężar finansowy spadał oczywiście na podatników, jednak straty farmerów były częściowo rekompensowane przez niskie wynagrodzenia, które płacili robotnikom - to był bezpośredni skutek systemu speenhamlandz-kiego. Ponadto farmera zwalniano z płacenia części podatków, jeżeli zatrudnił wyrobnika, którego utrzymanie opierałoby się w przeciwnym wypadku na podatkach. Spowodowane tą sytuacją przepełnienie ■ kuchni i podwórza farmera niepotrzebnymi parobkami i spośród których niektórzy byli kompletnie nieprzydatni i musiało, rzecz jasna, zostać uznane za jeden z istotnych minusów ówczesnej sytuacji. Praca tych, których utrzymywano dzięki podatkom, była jeszcze tańsza. Musieli oni często pracować w coraz to innym wskazanym miejscu (roundsmen system), a opłacano im wyłącznie pożywienie; można ich też było wynająć za kilka pensów dziennie. Ile warta była tego typu praca to inna kwestia, jak by tego było jeszcze mało - niekiedy przyznawano ubogim dodatki do czynszów w czasie, gdy pozbawieni skrupułów właściciele domów żądali wygórowanych czynszów za domostwa niespełniające podstawowych wymogów sanitarnych. Lokalne władze na wsi zwykle przymykały na to oko, tak długo, jak długo podatki za takie rudery nadal były płacone. Oczywiste jest. że przedstawiony splot interesów musiał podważyć jakikolwiek zmysł odpowiedzialności finansowej i zachęcać do wszelkich możliwych typów drobnej korupcji.
Mimo to w szerszym rozumieniu system ze Speenhamłand opłacał się. Z początku miał się ograniczać do dodatków do plac. pozornie
115