51464 skanowanie0160

51464 skanowanie0160



Osmagalo ją, oblało, oślepiło — Dreszcz, febra na wietrze. Otrząsa się jak pies, idzie słońcem, wyschnąć. Dreszcz i żar. Dymi. Łuk tryumfu goreje w dali — stoi w nim słońce.

Tam! tam!

Wtem staje. Zatrzymał ją czyjś głos czy wzrok. Dziad mamrocze:

—    Idę, idę, a coraz dalej. Żebraków tu nie puszczają, chyba się wrócę —

—    Może pójdziecie ze mną? — pyta Cyganka nagle i czeka z pokorą.

—    Pójdę sam, pójdę sam, trafię, wszędzie napisano...

I siada pod drzewem. Lecz Cyganka już nie pędzi ku słońcu. Zawróciła i wolno, z wzdętą piersią idzie ku miastu.

Ciemne więzienne pałace przeszłości przeszywają mrozem jej mokrą odzież.

Wyschnąć! spać! jeść! nie spała i nie jadła wiele godzin. Gdzie znaleźć karm i sen? Wrócić? — Wara. Pójść? — gdzie? — Ach! już się skończyła noc. Dzień nowy nastał. Trzeba zapracować na chleb — Darmo nic.

Ogląda się, szuka. Wszystkie drzwi zamknięte', wszystkie okna białe zasłonami. Majstrzy w niemych warsztatach śpią — dech ich słychać.

Coś łazi, człapie chodakami, skrobie po rynsztokach, zgrzyta pudłami z blachy po bruku. Śmie-ciarze już przy pracy. Może jej to właśnie sądzono... może ją przyjmą do terminu. Trza próbować.

Ogląda się po kątach, — zgięta we dwoje gromadzi kupkę kłaków. Niesie pokornie do pudła...

Kij machnął w powietrzu. Rozleciały się śmiecie, nim doniosła. Czerwona wiedźma bierze się pod boki.

—    Patrzcie, jaka mądra! Do nas jej się zachciewa, ladacu! Ho! ho! nie tak to łatwo! ponoś jeszcze własny łach po świecie, zanim się weźmiesz do cudzych.

Nie to nie. Prosić się nie będzie. Oduczona. Nie przyjmują ofert, widać chcą się ofiarować sami. Czekajmy. Byle w tym czekaniu nie zamorzyli głodem. A może właśnie o to chodzi. Trudno wiedzieć. Ich rzecz...

Gorzka, siada na ławce pod drzewami. Żar bije z dna piersi do gardła. Sen chwyta za ciemię i podeszwy drucianą siecią dreszczu. Światło czerwone, szum... upał praży.

Nagle wzdryga się, prostuje, bije powiekami. Dwa tęgie cienie na słońcu się nietoperzą. Strażnicy służbowi.

—    Spać nie wolno! — rozkazuje starszy. — Ani myślę... — Na co czekasz? — Mądrala uśmiecha się:

—    Może na was właśnie...

Strażnicy, wziąwszy się pod boki, zamieniają spojrzenie: — Pijana... — Starszy chwyta ją za ramię, podrywa.

—    Na nas — to zabierzemy. Marsz.

Bezdomna uśmiecha się chytrze. Słoneczni się

jej nowy chleb, nowy dach. Ale z roli wypada protestować.

321


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
51464 skanowanie0160 Osmagalo ją, oblało, oślepiło — Dreszcz, febra na wietrze. Otrząsa się jak pies
skanowanie0160 Osmagalo ją, oblało, oślepiło — Dreszcz, febra na wietrze. Otrząsa się jak pies, idzi
skanowanie0103 iNfDIAMK Indianie wyruszają ze swojej wioski na polowanie. Żegnają się ze swoimi dzie
390186224?3bbc6be3 o Ile listków i na drzewie, tak ja kocham Ciebie. Ile wody na świeae, s
57555 skanowanie0032 (29) 10 objęcia ewidencją najstarszych stanowisk, na których znajdują się paleo
skanowanie0007 (172) kiem myślącego i czującego ja był Amor Divinus, choć niekiedy musiał mierzyć si
skanowanie0014 (82) Ja jestem Ozymandias, król królów. Mocarze, patrzcie na moje działa i przed
skanowanie0017 mac ją bliską ideałowi humanistycznemu reprezentowanemu przez MeLuhana, umysłowi „twa
skanowanie0030 (14) Ja świat... do celów ostatecznych wiodę, Ja wszelkie prawo kładę w sil objawie,
Uruchom podstronę, na której znajduje się netykieta i przeczytaj ją na głos wspólnie . z uczniami. M

więcej podobnych podstron