i otworzył przez pół, pokrętną, stęchłą jak wnętrze orzecha, co wysechł” (Adam Ważyk: „Pożegnanie Inkipo”).
„Ale z duchem jest jak z wodą” — pisze Norwid dalej w tym samym liście —• „zmieć ją w dolinę z gór, to odtryśnie na niebo o całą miarę poniżenia”. Jest coś dziwnego w atmosferze literackiej: gdyby ankietę wśród literatów wszelkiego autoramentu przeprowadzić, jaka książka każdemu z nich najbardziej leży na sercu, odpowiedź większości brzmiałaby: autobiografia, wyznanie, sondaż siebie samego, powrót do lat dzieciństwa i młodości. Fakty o tym mówią. W ciągu dwóch ostatnich lat na tej właśnie drodze spotkali się już prawie wszyscy najwybitniejsi pisarze: ukazały się autobiografie Jarosława Iwaszkiewicza („Książka moich wspomnień”) i Jerzego Putramenta („Pół wieku”), autobiograficzne opowiadania Wojciecha Żukrow-skiego („Okruchy weselnego tortu”), a rok ostatni przyniósł poetyckie autogenesis Mieczysława Jastruna („Piękna choroba”), Adama Ważyka („Epizod”). Obok tych utworów, w których „ja” autora wcale nie jest zaszyfrowane lub ledwo (jak u Jastruna), są inne, których „ja” jest wymyślną kreacją, najczęściej tragigroteskową jak u Różewicza w „Przerwanym egzaminie”, jak u Bohdana Czeszki w ostatniej powieści „Tren”.
Autobiografii fpwarzyszy swoista destylacja wyobraźni, która ukazuje osad na dnie osiadły •—■ osad obsesji, w których „ja” pisarza jest rozpoznawalne w równej przynajmniej mierze co w opowieści o własnym domu rodzinnym, o pierwszych lekturach i pierwszych miłościach. Takiej „destylacji” uległa ostatnio twórczość Jerzego Andrzejewskiego („Bramy raju”) i Adolfa Rudnickiego („Krowa”), co się dowieść da przez wykazanie, o ile te ich ostatnie książki są powrotem do książek pierwszych — do „Ładu serca”, do „Niekochanej”. Debiut najwięcej z siebie czerpie — generacja powojennych debiutantów była tej wolności pozbawiona, przeżywa młodość spóźnioną, ich następcy, debiutujący już w ostatnich latach, tą wolnością cieszą się w sposób prowokacyjny, przychodzą właśnie z autobiografią, siebie przynoszą literaturze, której historia wzbroniła na długi czas tej ryzykownej ekscytacji, jaką daje szczerość.
Każda z wymienionych książek stanowi zjawisko od-
rębne. Przez dwadzieścia lat, od czasów okupacji, natchnienia szły falami. Była literatura okupacji, literatura rewolucji, literatura krytyki czy „rozrachunków”. Byt wyścig o pierwszeństwo W podjęciu tematu i o oryginalność w jego realizacji. Była licytacja na „moralizm”, „pasję”, „szczerość” (w innym sensie). Ten wyścig jest skończony. Peloton rozleciał się, każdy z pisarzy został sam ze sobą.
^ Tak Wygląda stabilizacja kultury. Kultura przestaje się Opłacać na rzecz mitów, staje się wysiłkiem poznawczym jednostek, realizacją indywidualności.
Zadanie krytyki: włączyć intymny akt pisarskiej spowiedzi, akt oczyszczenia, akt samopoznania w krWiobieg kultury społecznej. Opanować logicznie to, co jest żywiołem. „Albowiem” — kończy Norwid cytowany list — „nie wszystko, co nadlogiczne, jest przeciwlogicznym”.
— Arcydzieło nieznane