Socjologia
lekarza, zaliczane są do „wydatków”; potrzeby ludzkie są tu więc traktowane odmiennie w zależności od dochodów. Sam jednak fakt, że szuka się w ogóle jakichś wyjaśnień i że ktoś czuje się do tego zobligowany, dowodzi, iż ludzie, których zdrowie jest zaniedbywane, zaliczani są przecież do uniwersum powinności.
w§ę§m
*| t^M
Nie czulibyśmy się winni tego, że czyjeś potrzeby nie są zaspokajane, a także i usprawiedliwienia nie byłyby konieczne, gdyby pokrzywdzeni byli całkowicie wykluczeni z owego uniwersum albo gdyby przynajmniej udało się wykazać, że ich obecność w jego granicach jest wątpliwa i „niezasłużona”. Nie jest to, niestety, możliwość tylko iluzoryczna. Najpierw bowiem spycha się „innych” w sytuację rażąco odbiegającą od współczesnych standardów, a następnie winę za ich los przypisuje się temu, iż nie potrafią żyć Jak ludzie”. Stąd już tylko jeden krok do stwierdzenia, że istot takich nie można traktować w sposób ludzki, albowiem wady ich są nieuleczalne i nic już nie zdoła przywrócić ich człowieczeństwu. Na zawsze więc już muszą pozostać „obcą rasą”, której nie sposób wprowadzić w „ojczysty” ład moralny, jako że i tak nie potrafiłaby w nim wytrwać.
Bezpieczeństwo i moralny obowiązek stoją ze sobą w sprzeczności. Żadna z tych pobudek nie może rościć sobie pretensji do większej „naturalności”, do tego, iż jest bardziej zgodna z naturą ludzką. Jeśli jedna zaczyna dominować nad dmgą i staje się zasadniczym bodźcem ludzkich poczynań, to przyczyną owej nierównowagi jest najczęściej społeczny kontekst działań, który decyduje o tym, jak określone są ich stawki. O tym, czy górę bierze troska o własne przetrwanie, czy też wiodące są motywacje moralne, decydują warunki, na które podlegający im ludzie mają wpływ ograniczony. Wiadomo jednak, że nigdy okoliczności nie mają władzy absolutnej i nawet w skrajnych sytuacjach zawsze otwarty jest wybór pomiędzy tymi dwoma układami zasad. Odwołanie się do zewnętrznych sił i nacisków nigdy nie wystarczy do tego, aby unieważnić moralną odpowiedzialność.
Rozdział 8
„Spójrz, jaki karzełek; natura nie była dla niego zbyt hojna”, powiada ktoś ze współczuciem. Nie sądzimy, by niski mężczyzna winny był znikomości swej postaci, niemniej uderza nas to, że jego wzrost odbiega wyraźnie od „normy”. Ale nie przychodzi nam także na myśl, że ktoś gdzieś czegoś nie dopatrzył, aby zapewnić biedakowi lepszą postawę. Z tego, co wiemy, nie sposób manipulować ludzkim wzrostem: to wyrok natury, od którego nie ma odwołania i którego nie sposób zmienić ani unieważnić. Nie ma rady: trzeba zaakceptować ów wyrok i postarać się jakoś z nim żyć. „Spójrz tylko jaki grubas”, powiadamy chwilę później i dodajemy drwiąco: „Musi być strasznym żarłokiem albo piwoszem. Jak mu nie wstyd. Powinien coś z tym zrobić”. Na tuszę, w przeciwieństwie do wzrostu, mamy w zasadzie jakiś wpływ, tak się przynajmniej uważa. Najczęściej nie ma w niej niczego nieodwracalnego: można postarać się ważyć mniej, jeśli się tylko chce. Ludzie mogą i powinni kontrolować ciężar swego ciała, aby dostosować go do określonych standardów. Skoro zaś mają wpływ na swoją tuszę oraz pewne obowiązki wobec swojego ciała, powinni się wstydzić, jeśli je zaniedbują.
Na czym polega różnica między tymi dwoma przypadkami? Dlaczego tak odmienne są nasze reakcje w każdej z tych sytuacji? Odpowiedź kryje się w naszych przekonaniach o tym, co Judzie mogą i co powinni robić. Po pierwsze, należy zapytać, czy jakieś działanie leży w granicach ludzkich możliwości (czy istnieją wiedza, umiejętności i określone środki techniczne, których użycie pozwala dostosować jakiś fragment czy aspekt świata do naszych oczekiwań): Po drugie, należy zapytać, czy w danej kwestii istnieje jakiś standard, pewna norma, do której trzeba ów fragment bądź aspekt dostosować. Mówiąc inaczej, są rzeczy,