dzieci wyszły, poszedł na środek sali i zaczął samodzielnie wykonywać ćwiczenia, które widział. Miało to miejsce w Brisbane w Australii, nauczycieli. Część nauczycieli z grupy porannej przyszła jeszcze raz po polu^^^L zobaczyć co chłopiec zrobi na drugiej tego dnia lekcji. Ku zaskoczeniu!
gdyby nigdy nic, włączył się po prostu do zajęć z innymi dziećmi^
W grupie dzieci z poważnymi trudnościami w uczeniu się był niezwykle nadiw. chłopiec. Przez dwa miesiące miał brać udział w zajęciach raz w tygodnjy^tyy
gimnastycznej jednego z uniwersytetów. Nie udało nam się osiągnąć z tym
chi,
saii
żadnego postępu. Przerzucał się od jednego przyrządu do drugiego. Jego uh k- cii miejscem było ciemne wnętrze szafy z przyrządami, gdzie śpiewał sam do siebie nic nie mówił, ale wybór piosenek w wystarczający sposób wyrażał zwykle to Jego partnerem był mężczyzna, który sam miał dzieci, ale okazało się, || ,°cżą z chłopcem sprawiał mu duże trudności. Na ostatnich zajęciach chłopiec ćw, ^
materacu gimnastycznym z pewną studentką. Udało jej się porozumieć z
mą wyraźnie £*
zabawę połączoną z kontaktem fizycznym i chłopiec czuł się z|_
Wspinał się na nią i wchodził pod nią, turlał się i robił przewroty — został z nia niż zdarzało mu się to kiedykolwiek wcześniej, przy okazji jednego typu aktywuj' Pod koniec zajęć jego poprzedni partner „zrobił domek”, stając na czwóra?^' a chłopiec wczołgał się do środka i tam pozostał. Było nam przykro, bo byłaj/^ ostatnia sesja z tą grupą i nie zdążyliśmy dalej rozwinąć tego, co zostało osiap?'^ Z relacji rodziców chłopca wynikało, że jedynymi nocami, które przespał spojyp były te po zajęciach w sali gimnastycznej. W miarę jak dorastał, coraz trudniej k'6’ zachować nad nim kontrolę i w końcu rodzice zmuszeni byli umieścić go w szpitajJ0
Gdy pracowałam kiedyś w Toronto, w Kanadzie, z nastolatkami z poważnymi I trudnościami w uczeniu się, opowiedziano mi o pewnej dziewczynce, która nikomu nje I pozwalała się dotknąć. To się zdarza, lecz są sposoby, aby dziecko zapomniało I
0 unikaniu kontaktu i włączyło się w zajęcia ruchowe z innymi dziećmi. W tym I przypadku dziewczynka zauważyła, że bardzo wszyscy polubili delikatne kołysanie I podczas leżenia na plecach innych dzieci. Nie mogła się już dłużej powstrzymać I
1 wspięła się na plecy trzech osób znajdujących się obok siebie w pozycji na czworakach I (fot. 17). Leżała na nich zwrócona twarzą w dół, a oni lekko ją kołysali. Wszyscy I nauczyciele, którzy ją dobrze znali, byli tym ogromnie zaskoczeni.
Inna nastoletnia dziewczynka z poważnymi trudnościami w uczeniu się nie pozwalała nikomu zbliżyć się do siebie — reagowała na to przeklinaniem i pluciem. Kiedy jednak chciała podskakiwać na trampolinie, zaakceptowała pomoc pary studentów, którzy podtrzymywali ją, stojąc po obu jej stronach. Nie doszło więc do kontaktu twarzą w twarz, który mogłaby uznać za bardziej zagrażający. Pozwoliła też popchnąć się na huśtawce, co było kolejnym doświadczeniem swobodnego ruchu. Miała wspaniałą nauczycielkę, która nauczyła ją robić przewroty do przodu nad ramieniem. Początkowo dziewczynka nie chciała wykonywać ćwiczenia, mówiąc: „zrobię ci krzywdę, jestem dla ciebie za ciężka”. Stopniowo jednak zaczęła naśladować inne osoby, aż doszła do dużej wprawy w robieniu przewrotów (fot. 18). Nie czuła przy tym zagrożenia ze strony nauczycielki i pozwalała się podtrzymywać i obejmować. Gdy przeniosła się do ośrodki dla dorosłych, brała udział we wszystkich ćwiczeniach ruchowych i zajęciach wy I chowania fizycznego, jakie się tam odbywały.
bardzo wiele się uczą obserwując siebie nawzajem. Będzie więc bardzo
pzietf
Nowych wszystkim jej członkom.
v ^ystne, jeśli dzieci, które unikają zaangażowania we wspólną zabawę, będą kfzebyw&ty w klasie razem z dziećmi, które nie mają takich zahamowań. Grupa Jjjjeci o zróżnicowanych możliwościach dostarczać może bogatszych doświadczeń
m
Moda miała niewiele ponad dwadzieścia lat. Mieszkała w domu opieki, wcześniej wiele lat spędziła na oddziale szpitalnym. Całymi dniami siedziała osamotniona kręcąc bez celu sznurowadłami od butów. Kiedy się do niej zbliżało, potrafiła być nadzwyczaj gwałtowna. Pracowałam z nią na kursie dla nauczycieli zaledwie przez jedną godzinę, ale czułam, że muszę podjąć ryzyko i spróbować naruszyć jej izolację.
Wspólnie z pięcioma nauczycielami i studentami fizjoterapii rozpoczęliśmy od próby pohuśtania jej, trzymając wokół talii, czemu gwałtownie się sprzeciwiła. Następnie spróbowaliśmy huśtać ją w czwórkę, trzymając za ręce i nogi i na to niechętnie przystała. Jedynym ćwiczeniem, które akceptowała, było ciągnięcie po podłodze zawsze był to jakiś krok do przodu. W tym czasie na sali gimnastycznej działo się wiele rzeczy i Maria mogła obserwować inne osoby ze swojego domu opieki, cieszące się z tego, co robią. Ostatecznie pozwoliła bawić się ze sobą i kołysać w ,kołysce” studentce fizjoterapii, która musiała wykazać wielką dojrzałość i odwagę, ponieważ wcześniej Maria zaatakowała inną studentkę. Partnerka kołysała Marię i gładziła ją po ramionach. Kiedy przestawała, Maria dawała do zrozumienia, chwytając ją za ręce, że chce, by robiła to dalej. Były zwrócone twarzami do siebie, utrzymywały kontakt wzrokowy i dobrze się razem bawiły. Wyglądało to tak, jakby Maria wiedziała, że ta konkretna osoba nie obawia się jej. Po zakończeniu zajęć Maria i studentka siedziały razem trzymając się za ręce, rozmawiając i wspólnie czekając na autobus, który miał odwieźć Marię do domu opieki. Trudno było uwierzyć, że to ta sama dziewczyna.
Pracownicy domu opieki nie byli w stanie poświęcić jej aż tyle uwagi, ile potrzebowała. Musieli zaspokajać potrzeby wielu innych pensjonariuszy, bardziej od niej posłusznych i mniej gwałtownych. Jednak zabawy relacyjne zaczęto tam prowadzić.
Osoby z zaburzeniami, zarówno dzieci, jak i dorośli, od razu poznają, czy inni obawiają się ich reakcji. Zdają też sobie sprawę, że radość, humor i zabawa mają ogromne znaczenie dla rozładowania złości i agresji. Chociaż ludzie zajmujący się osobami z zaburzeniami są na ogół odporni, opisana sesja z Marią całkowicie nas wyeksploatowała.
Pewnego razu pracowałam w klinice neuropsychiatrycznej w Rzymie z małymi dziećmi z bardzo poważnymi zaburzeniami. Jeden z chłopców, całkowicie osamotniony, poruszał się szurając siedzeniem po podłodze i interesowały go wyłącznie znajdujące się w pudełku przedmioty. Położyłam się obok tego chłopca na podłodze i spojrzałam na niego do góry. Nie był przyzwyczajony do widoku ludzi znajdujących się niżej niż on sam i popatrzył na mnie takim głębokim spojrzeniem, jakie czasem zdarzało mi się widzieć u takich dzieci. Od tamtej pory uznawał moją obecność.
Tymi zaburzonymi i osamotnionymi dziećmi zajmowali się studenci logopedii i robili to z wielką wrażliwością. Drugiego dnia poproszono mnie, żebym pokazała, w jaki sposób dzieci mogą pracować ze sobą nawzajem. Było to wygórowane oczekiwanie, ale w chwili zakończenia zajęć jedno z dzieci było już w stanie kołysać drugie. Było to zaskakujące, ponieważ nie miały one sobie do ofiarowania prawie nic. Obserwujący zajęcia ludzie byli bardzo poruszeni, widząc, że dzieci z tak dużymi zaburzeniami potrafią być wobec siebie aż tak delikatne.
117