więc pracuję za pieniądze i biorę na siebie pełną odpowiedzialność, albo za darmo, ale dzieląc się obowiązkami z innymi wolontariuszami. Powstawało błędne koło. Ja chciałem zarabiać więcej, rodzice chcieli zapłacić, jednak sumienie nie pozwalało mi przyjąć ich oferty. Rodzice posiadając}’ odpowiednie kompetencje nie chcieli pomóc inaczej niż finansowo, ponieważ będąc nauczycielami też musieli dorabiać i nic stać ich było na szastanie czasem. A czas kosztuje więcej niż pieniądze. Ponieważ nikt nie szedł na kompromis, nie dochodziliśmy do porozumienia. Pracowałem więc przez lata w firmie edukacyjnej, w której przestrzegano zasady, że nie szkolę własnych uczniów. Zdarzało się, że moimi współpracownikami w firmie byli rodzice dzieci, które uczyłem w szkole państwowej. Zdarzało się, że kursantami były dzieci, których rodzice pracowali w szkołach państwowych. Lepiej płacić i mieć spokój, lepiej zarabiać, niż komukolwiek coś dawać za darmo. Oczywiście siłaczką nie byłem, aby dawać z siebie wszystko za tak małe wynagrodzenie. Wydaje się, że wszyscy to rozumieją. Dlaczego w takim razie odmawiam i nie chcę dorabiać we własnej szkole? A dlaczego rodzice namawiają mnie na prowadzenie płatnych zajęć, zamiast wysłać dzieci na kurs do firmy? W szkole taniej i bezpieczniej. Ja uczę, ja wystawiam oceny, także ja egzaminuję (częściowo).
Czasem rodzice bywali nieugięci i udawali się do dyrektora po pomoc. Pod ich wyływem przełożony czynił naciski, abym się ugiął. Prosił, a wiadomo, że prośba szefa to w rzeczywistości polecenie służbowa. Głupio się nie zgadzać, kiedy różni koledzy na coś podobnego zgadzają się bez większego problemu. Oczywiście nie wszyscy, tylko ci, którzy takie propozyqe otrzymują. Raz czy dwra się ugiąłem i finansowa byłem bardzo zadowolony. Pewne lekcje, pewne pieniądze, dużo lepiej niż podczas korepetvq'i. Młodzież nie powie ani słowa, bo jest do czegoś takiego przyzwyczajona. Wszyscy nawret lepiej się przykładają do tych dodatkowych lekcji, ja też jestem solidniej przygotowany, bo przecież zawarłem umowę bezpośrednio z rodzicami, a nie z bezosobowym wydziałem edukacji czy dyrekcją szkoły, która ma na głowie ważniejsze sprawy niż nauczanie. Po pewnym czasie dostrzegłem, że lekcje „państw’ow’e" są nieefektywne, natomiast „prywatne" przynoszą wymierną korzyść. Wręcz nic by się nie stało, gdybym przestał uczyć państwowo, a zaczął tylko prywatnie. W pokoju nauczycielskim często rozmawiamy o tym, że powinniśmy się sprywatyzować. Klasy, które opłacają dodatkowe godziny, zdecydowanie lepiej zdają egzamin dojrzałości. Powszechnie o tym wiadomo, więc z każdym rokiem naciski rodziców’ są silniejsze.
Bywa, że mimo próśb, gróźb i poleceń służbowych się nie zgadzam, bo mi zwyczajnie w’styd. Poza tym chcę być lojalny wobec firmy edukacyjnej, w której pracuję. Podczas spotkań z pracownikami prezes często żali się, że
143