449
ezydencją Lorda Mayora
■o
c
o
_l
E
2
Wielkie miasta
Uznał, że ma on upodobanie do nowości, zmian, tytułów, dobrobytu, luksusu, rozrzutności. Wyraźniej mówiąc, są to upodobania mieszkańców stolicy, w mniejszym lub większym stopniu wzorowane na dworskich. Dwór nadaje ton przez swe wymagania i fety, które stają się powszechnymi zabawami, a wspaniałe iluminacje lśnią wówczas jednocześnie na budynku Admiralicji, na pałacach oficjalnych i domach bogaczy.
Ogromne miasto pośród biednego kraju stwarza bez końca problemy zaopatrzeniowe. Naturalnie nic prostszego niż dostarczyć na barkach napełnionych wodą żywe ryby z jezior Ładoga i Onega, ale woły i barany przypędza się do rzeźni z Ukrainy, Astrachania, znad Donu i Wołgi, czyli z odległości 2000 wiorst, a nawet z Turcji, wszystko inne zaś sprowadza się tak samo. Chroniczny deficyt wyrównywały zasoby skarbu carskiego oraz olbrzymie dochody dostojników. Pieniądze z całego imperium napływały obficie do książęcych pałaców i przytulnych domów, gdzie pełno było dywanów, komód, drogocennych mebli, rzeźbionych i złoconych boazerii, plafonów malowanych w stylu klasycznym, apartamenty dzieliły się zaś na liczne pokoje o określonym przeznaczeniu, jak w Paryżu i Londynie; również i tu roiło się w nich od służby.
Najbardziej charakterystycznym obrazem w mieście i w okolicy był zapewne hałaśliwy przejazd powozów i innych pojazdów, niezbędnych w tak rozległym mieście, gdzie ulice były błotniste, a zimowe dni krótkie. Ukaz carski drobiazgowo regulował w tej dziedzinie prawa przysługujące każdemu: jedynie głównodowodzący generałowie i równi im dostojnicy mogli zaprzęgać do karety sześć koni i mieć dwu forysiów na przedzie prócz woźnicy. Po kolejnych szczeblach hierarchii dochodzimy do porucznika i mieszczanina, którzy mogli zaprzęgać dwa konie, oraz kupca lub rzemieślnika, którzy musieli się zadowalać jednym. Seria przepisów regulowała także wygląd liberii służby stosownie do rangi pana. W dni balów cesarskich karety zataczają dodatkowy krąg na podjeździe, co pozwala każdemu obejrzeć innych i zostać dostrzeżonym. Któż by się wówczas ośmielił mieć zaledwie pojazd wynajęty, z końmi kiepskiej maści i z woźnicą z chłopska odzianym? Na koniec jeszcze jeden szczegół: kiedy dworzanie zostają zwołani do pałacu w Peterhofie, położonym tak jak Wersal na zachód od miasta i poza nim, wówczas nie ma, jak powiadają, ani jednego konia w całym Petersburgu.
Moglibyśmy mnożyć wędrówki, niczego nie zmieniając we wnioskach: za luksusy stolic zawsze płacą inni. Żadna nie wyżyłaby z pracy rąk własnych mieszkańców. Sykstus V (1585—1590), uparty wieśniak, źle rozumiał współ-