.Gazeta.pl
Wtorek 27 marca 2007 • Ga/otii Wyborcza * www.gn/etawyborc/a.pl I I
Język w rzeczywistości totalitarnej. Rozważ temat, dokonują? analizy I Interpretacji wiersza E. Lipskiej Z cyklu: Whlklc awarie (!)
W kraju nastąpiła awaria języka.
Monterzy od wczesnych godzin rannych usiłowali zatrzymać potoki słów.
Zatopione znaczenia opadały na dno.
Wraży tracił)’ szyk.
Mowa zaczęła być zależna od kilku generałów jednego nieboszczyka u znaku skorpiona papugi używanej do przenoszenia haseł usłużnych językoznawców nakręcających język na papiloty.
Ufryzowana mowa ginęła w rwących potokach.
Mówiono o wymianie głosek.
Gwałtownie ustawiano zapory mównic.
Na drzewach rozwieszano megafony.
Zajeżdżały wozy pancerne z żonglerami słów.
Ale język słabł. Opadał z sił.
Szerzyła się epidemia afazji.
Sens błądził po manowcach gdzie zaczynały kwitnąć pierwsze podejrzenia i truskawki.
Manipulanci pracowali na cztery zmiany.
Urywał się wątek.
W gazetach wisiały już tylko czarne garnitury czcionek.
Z ust wydobywa] się bezkształt. Ginęły szepty i wyznania.
Ktoś próbował się jeszcze zdobyć na odpowiedź ale zagłuszyły go jaskrawe iluminacje.
Ruszyła ziemia.
Spadały pierwsze pelargonie.
Ulewny deszcz zmywał porzucone aluzje jsbzępy słowników i map.
W kilka tygodni później ocalony
udziela sobie wywiadu: teraz trzeba od nowa najlepiej zacząć od naśladowania ptaków H mówi
z wysiłkiem wydobywając z ust zgrzyt li wy dźwięk znaczeń.
Jeszcze później:
zaczynają padać pierwsze rozkazy wracają mównice przybywa coraz więcej liter alfabetu ubywa dnia.
Niewola w wolności 1 wolność w niewoli. Przedstaw sytuację artysty na przykładzie Iwana Bezdomnego I Mistrza w powieści „Mistrz i Małgorzata". Odwołaj się do podanych fragmentów oraz całego utworu M. Bułhakowa.
(...) Wykład ów, jak się potem dowiedziano, dotyczył Jezusa Chrystusa. Chodziło o to, żc do kolejnego numeru pisma redaktor zamówił antyre-ligijny poemat. Iwan Bezdomny poemat ów stworzył, i to nadzwyczaj szybko, ale, niestety, utwór jego ani trochę nie usatysfakcjonował redaktora. Główną osobę poematu, to znaczy Jezusa, Bezdomny odmalował wprawdzie w nad wyraz czarnej tonacji, niemniej jednak cały poemat należało zdaniem redaktora napisać od nowa. I właśnie teraz redaktor wygłaszał wobec poety coś w rodzaju odczytu o Jezusie w tym jedynie celu, aby unaocznić twórcy jego podstawowy błąd.
Trudno powiedzieć, co właściwie zgubiło Iwana - jego niezwykle plastyczny talent czy też całkowita nieznajomość zagadnienia ale cóż tu ukrywać. Jezus wyszedł mu żywy, Jezus ongiś istniejący rzeczywiście, choć. co prawda, obdarzony wszelakimi najgorszymi cechami charakteru.
(...) w tejże chwili Berlioz przerwał swój wykład, ponieważ cudzozie-miec wstał nagle i zbliżył się do pisarzy. Ci spojrzeli nań ze zdumieniem. (...)
-Jeśli dobrze usłyszałem, to był pan łaskaw stwierdzić, że Jezus w ogóle nie istniał? - zapytał, kierując na Beriioza swoje lewe zielone oko.
- Tak jest, nie przesłyszał się pan - grzecznie odpowiedział Berlioz. - To właśnie powiedziałem.
- Ach, jakie to ciekawe! - wykrzyknął cudzoziemiec.
„Czego on tu szuka?" - pomyślał Bezdomny i zasępił się.
- A pan zgodził się z kolegą? - zainteresował się nieznajomy i odwrócił się w prawo, do Bezdomnego.
- Na sto procent! - potwierdził poeta, który lubił wyrażać się zawile i metaforycznie (...).
- Panowie jesteście ateistami?!
- Tak, jesteśmy ateistami - uśmiechając się. odpowiedział Berlioz, a Bezdomny rozeźlił się i pomyślał: „Ale się przyczepił, zagraniczny osioł!".
- Och! Jakie to cudowne! - wykrzyknął zdumiewający cudzoziemiec i pokręcił głową, wpatrując się to w jednego, to w drugiego literata.
- W naszym kraju ateizm nikogo nie dziwi - z uprzejmością dyplomaty powiedział Berlioz. - Znakomita większość ludności naszego kraju dawno już świadomie przestała wierzyć w bajeczki o Bogu. (...)
(...) Upewniwszy się, że Iwan jest sam. tajemniczy ów gość nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, a potem nabrał odwagi i wszedł do pokoju. Iwan zobaczył wtedy, że przybysz ma na sobie szpitalną odzież. Przybył)’ był w bieliźnie, na ramiona narzuci! szary szlafrok, a bose jego stopy tkwiły w rannych pantoflach. (...) gość zapyta):
-Zawód?
- Poeta - jakoś niechętnie przyznał się Iwan. Przybysz był niepocieszony.
- Ależ mi się nie wiedzie! - zawołał, ale opanował się natychmiast przeprosił Iwana i zapytał: - A pana nazwisko?
- Bezdomny.
- Ech, ech... - powiedział gość i skrzywił się.
- Nie podobają się panu moje wiersze? - zapy tał zaciekawiony Iwan.
- Strasznie mi się nie podobają.
- A które z nich pan czytał?
- Nie czytałem żadnych pańskich wierszy! - nerwowo wykrzyknął przybysz.