znaszając, o jakiej książce, artykule, filmie czy nagraniu chciałby podyskutować iz odpowiednim partnerem. W ciągu paru dni mógłby otrzymać pocztą listę osób występujących w ostatnim czasie z tą samą inicjatywą. Spis pozwoliłby mu umówić się przez telefon na spotkanie z ludźmi, o których początkowo wiadomo byłoby tyl-] ko tyle, że chcą porozmawiać na ten sam temat]
Zaletą tego pomysłu jest jego ogromna prostota: pozostawia on partnerom inicjatywę co do czasu, miejsca i przebiegu spotkania, pozwala na wzajemne poznanie na podstawie wspólnej chęci jakiegoś konkretnego odkrycia czy dyskusji nad czyjąś wypowiedzią. Ten idealnie prosty projekt budzi zwykle trzy zastrzeżenia. Przytaczam je nie tylko po to, by wyjaśnić teorię, którą chcę zilustrować na przykładzie mojej propozycji, ale i dlatego, by jeszcze raz wskazać, jak głęboko zakorzeniona jest niechęć do „od-szkołnienia” oświaty, do uwolnienia nauki od kontroli społecznej — a także dlatego, że może to podsunąć istnienie pewnych sposobów, nie stosowanych dotąd w praktyce nauczania.
Pierwsze zastrzeżenie: Dlaczego by nie można y dobierać się na zasadzie wspólnoty jakiejś idei lub kwestii spornej? Na pewno w systemie komputerowym dałoby się też zastosować takie subiektywne kryteria. Partie polityczne, Kościoły, związki zawodowe, kluby, ośrodki rejonowe i stowarzyszenia zawodowe już teraz w ten sposób organizują swoją działalność oświatową. I jakżeż są podobne do szkół. Wszystkie dobierają ludzi celem zgłębiania pewnych „tematów”; a poświęcone są temu kursy, seminaria i programy, w które wtłacza się przypuszczalne „wspólne zainteresowania”. Takie dopasowywanie tematyczne wymaga obecności kogoś obdarzonego posłuchem, kto określa uczestnikom wyj-
ściowy punkt dyskusji i czuwa nad jej przebiegiem, kogoś pełniącego rolę nauczyciela.
Inaczej się dzieje, jeśli spotykają się ludzie, by porozmawiać o określonej książce, filmie itd. Mogą sobie wtedy pozwolić na swobodne określenie form, kryteriów i ram, w jakich przedstawi się dany fakt czy problem. Ci, którzy przyjmą ten punkt wyjścia, mogą się wzajemnie zidentyfikować.. Na przykład dobieranie ludzi 'zainteresowanych koncepcją „rewolucji kulturalnej” wiedzie zazwyczaj albo do chaosu, albo do demagogii. Z drugiej zaś strony spotkanie osób, które chcą sobie wzajem pomóc w zrozumieniu jakiegoś określonego artykułu Mao, Marcu-sego, Freuda czy Goodmana, jest przedłużeniem wielkiej tradycji wolnej nauki wiodącej od dialogów Platona, które są skonstruowane wokół domniemanych twierdzeń Sokratesa, do komentarzy Tomasza z Akwinu na temat Sentencji Piotra Lombarda. Pomysł dobierania się na podstawie zainteresowania danym tytułem jest więc zasadniczo różny od zamierzenia leżącego u podłoża, dajmy na to, klubów „Wybitnych Książek”: zamiast polegać na doborze dokonanym
przez jakichś profesorów z Chicago, każda dwójka partnerów może wybrać do przedyskutowania dowolną książkę.
7 /Drugie zastrzeżenie brzmi: Dlaczego identyfikacja osób szukających partnerów nie miałaby obejmować informacji co do wieku, środowiska, światopoglądu, kompetencji,, doświadczeń albo innych typowych cech charakterystycznych? I znów nie ma powodu, by takie dyskryminujące ograniczenia nie miały i nie mogły być wprowadzone w niektórych spośród licznych — tradycyjnych i nietradycyjnych — uniwersytetów, które uznają za podstawę organizacyjną zainteresowanie poszczególną pozycją. Potrafię sobie wyobrazić system umożliwiający spotkania, w których ucze-
57