chcą ze mną się umawiać. Dziś na słowo honoru mogą tylko bandyci działać, w innych sferach musi być papier. W dzisiejszych czasach robić coś bez pisemnych umów i zobowiązań to nonsens. Jeśli tak będę dalej postępował z młodymi, to na ludzi nie wyrosną. Na wszystkich kursach dla nauczycieli uczą nas, że z uczniami trzeba kontrakty podpisywać, bo bez tego nie ma co liczyć na awans. Jadę z klasą na wycieczkę, najpierw musi zostać sporządzona pisemna umowa w sprawie zachowania poza szkołą. Podpisujecie? Jedziemy. Nie, to nie. Oczywiście uczniowie zachowywać się będą tak samo, czy podpiszą coś, czy nie, ale mnie „kryje" tylko papier. Postępowanie młodzież}' jest drugorzędne. Tego uczy współczesna szkoła. Projekt? Musimy zawrzeć kontrakt. Praca domowa? Podpisujmy zobowiązania. To są nie tyle najnowsze trendy w dydaktyce, co wymagania stawiane nauczycielom ubiegającym się o awans. Jak już ten awans ktoś osiągnie, zaczyna oczywiście pracować po staremu, czyli na gębę. Ale przed awansem każdy wciela się w rolę urzędnika. Mus to mus!
Ale ja już teraz mam opory. Czytam podania uczniów koleżanki, oglądam jej kontrakt}’, zagłębiam się w dokumentacje kolegów, którzy ubiegają się o awans na nauczyciela dyplomowanego, i coraz bardziej staję się smutny. Ja się do tego nie nadaję. Od lat pracuję metodą „tak - tak, nie - nie". Wystarczy mi słowo i dobra wola, nie potrzebuję zapewnień na piśmie. To prawda, też mi się marzy wzmocnienie autorytetu. Wziąłbym za łeb jednego z drugim. Ale nie po urzędowemu. Wprawdzie mam parę dokumentów: podziękowanie rodziców za to, że opiekowałem się ich dziećmi na wycieczce, zaświadczenie od dyrektora, że chodzę na rady pedagogiczne, potwierdzenie, że umiem pisać na komputerze. „Brakuje ci jeszcze zaświadczenia, że kasujesz bilet}' w tramwaju" - powiedział znajomy.
A czego brakuje uczniom, że im na dw'a dni przed radą klasyfikacyjną nie wystawiłem ocen? Ktoś mi powiedział, że wszystkie złośliwości czynimy dla dobra uczniów'. Przecież kiedyś nam podziękują za to, że pod czujnym okiem nauczyciela wyrośli na porządnych ludzi. „Pamiętaj - mówił - że polonistę szanuje się po latach, natomiast boi się go, gdy uczy". To typowre myślenie urzędnika: należy się mnie bać za to, co mogę zrobić. No dobrze, niech piszą podania. Sam przymuszony staram się zmusić uczniów' do uległości. Nic z tego nie wychodzi, ponieważ zmuszam bez przekonania. Praw-dę mówiąc, mnie wystarczą 2-3 egzemplarze, wszystko przecież do teczki awansu się nie zmieści. Właściwie to wystarczą mi przykłady wfzorcow’e -takie, jakie ma w sw’oim archiwum koleżanka:
Podanie 1
Uprzejmie proszę o wystawienie mi dobrej oceny z języka polskiego na I semestr roku szkół.
200203.
146