Dla myśli romantycznej, a zwłaszcza dla jej historiozofii porządkującej sensy dziejów, chwytanie takich ukrytych ogniw powinowactw, takich nagłych pro-mieniowań znaczeń, należało do praktyki potocznej, właśnie do stylu myślenia o tym, co było i będzie. Osobliwie już u pisarzy o skłonnościach mesjanistycżnych, jak Mickiewicz, bądź formujących system genezyjski, jak Słowacki, dla którego w wielkim pochodzie ducha poprzez dzieje przyrodnicze i dzieje człowieka ujawniał się porządkujący je sens, a całość zjawisk okazywała się powiązana, „ale logicznie, ale religijnie”.
Oczywiste więc, że Słowiańszczyzna nie mogła zainteresować pisarzy romantycznych wyłącznie jako historyczny przedmiot badań, jako archeologiczne studium dawnośca. Zapewne, naukowe badania przeszłości na tyle 10 były już wówczas rozwinięte, że i dla tematu słowiańskiego znalazłoby się miejsce w studiach nad europejskim średniowieczem. Zbyt nikła to jednak podnieta, aby spowodować mogła wybuch zainteresowań, a z nim właśnie mamy do czynienia, i wcisnąć się pod pióro najwybitniejszych pisarzy. W istocie w tej fascynacji Słowiańszczyzną nie tyle o fakty i archeologię, o przysłowiowe stare garnki chodziło, lecz o filozofię historii i swoistą metafizykę dziejów, zatem o kategorie myślenia dotyczące człowieka, narodu, ludzkości.
Czyżby rzeczywiście, czyżby aż tak daleko można było wybiegać myślą znad Gopła i Mysiej Wieży? Otóż nośność tematu słowiańskiego jest dla romantyków niemal nieograniczona. Od strony słowiańskich opłotków patrząc, widzieli duchowe przestrzenie zadziwiająco rozległe i zróżnicowane^A więc przyszłość Europy ŚTszczęście ludowTzwiązane z misja Słowian. A wiec ogTjd~r własnych dziejów napiętnowanych przez ową
słowiańskość. Czym napiętnowanych i po co, w jakim celu? Jaka właściwie jest tożsamość narodowa Polaków określona przez cechy plemienne, jaka zatem esencja narodowa, jestestwo narodu, żeby użyć określenia Mochnackiego. I co w ogóle znaczy tak proste stwierdzenie „jestem Słowianinem”.
Wiele z tych problemów formułowano wówczas po raz pierwszy, na inne zaś pytania, znane epoce przedlistopadowej, padały zupełnie nowe odpowiedzi. Nawet wówczas, gdy zagadnienie wydaje się przejęte niemal w kształcie nie zmienionym, nie da się zakwalifikować jako dziedziczenie proste, bezrefleksyjne zapożyczenie. No bo cóż z tęgo, że prawie wszyscy roman
11
tycy posłużą się Herderowskim aksjomatem natury Słowianina — jdobrego^agodnego^ sje^m^miłuj acega
wprowadzą konteksty myślowe, w jakich problemten dotychczas nie występował. Cnoty, upodobania i zajęcia dobrego Słowianina wypełnią wprawdzie idealną przestrzeń powoływanej przez nich do istnienia dawnej Słowiańszczyzny, ale okaże się, że ten piękny obrazek nie jest ilustracją orzeczeń o naturze mieszkańców swojskiej Arkadii, jak bywało niegdyś. Idealny Słowianin poddany zostanie przez nich próbie historii i z próby tej wyjdzie nowożytnym człowiekiem, o bagażu doświadczeń nie znanych mieszkańcowi słowiańskiego skansenu. Będzie musiał borykać się z ideami społecznymi, organizacją państwa, koniecznością rozwoju i metafizyką wiary w jednego Boga. Stąd naturalne, płomienne cechy słowiańskie ukażą się w świetle dwoistym, jako rzadkie cnoty i jako ciężkie wady zarazem, utrudniające rytm rozwoju, oporne wobec przemian, wobec konieczności pochodu ducha, Ijak by powiedział Słowacki.