202
swoje poglądy na temat istoty pracy, zysku i produkcji. jcd nakże próby zarówno jednych, jak i drugich zakończyły sj. niepowodzeniem, a co więcej przyczyniły się do rozłamu wśród intelektualistów co do rozumienia istoty pracy, który przetrwał do dzisiaj, tworząc dwie kultury, gdzie, jak po-wiada Blake, „nikt nie może czuć się dobrze w dwóch jednocześnie” (832). Stąd też ironia, którą Thompson kończy swoje wielkie dzieło: „Coś zostało stracone, kiedy próby tych dwóch tradycji znalezienia jakiegoś punktu wspólnego zakończyły się niepowodzeniem. Jednego możemy być pewni - i my należymy do przegranych.” Z tego też wynika sentymentalny ton wybaczenia, z jakim dodaje: „A jednak robotnicy nie powinni być postrzegani wyłącznie jako utracona miriada wieczności. Oni również z nieporównywalnym hartem ducha pielęgnowali od pięćdziesięciu lat Drzewo Wolności. Możemy im podziękować za te lata heroizmu” (tamże).
Ociągałem się z tropologiczną odsłoną struktury dyskursu Thompsona, ponieważ, w odróżnieniu od analiz świadomości Piageta i Freuda, podkreśla on, że interesuje go przede wszystkim „konkretna rzeczywistość historyczna”, a nie zastosowanie jakiejś „metody”. Co więcej, chociaż zajmował się fenomenem ludzkiej świadomości, interesowała go ona bardziej jako zjawisko charakteryzujące grupę społeczną niż jednostkę. Jeżeli przekona nas jego stwierdzenie, że wyróżnił on kategorie pozwalające na wydzielenie różnych faz w rozwoju świadomości grupy na podstawie analizy empirycznej materiału (co uznało wielu badaczy), to otrzymamy wówczas rodzaj empirycznego potwierdzenia działania w świadomości grupowej modusów tropologicznych. Jeżeli natomiast stwierdzimy, żenarzuciłje badanym zjawiskom, jako instrumenty charakteryzujące je w czysto hipotetyczny sposób, co zrobił, by wyznaczyć większe struktury w celu ich lepszego przedstawienia w dyskursie, musimy wówczas zapytać, dlaczego tak subtelny interpretator „danych” natrafił na ten właśnie, a nie inny wzorzec tropologiczny organizujący narraęuiM^
*roazoj' ^ J------- " ■
I jeżeli jednak zgodzimy się, że struktura każdej tak skom> I plikowanej, tzn. samoświadomej i samokrytycznej, narracji I odbija lub powtarza etapy, przez które musiała przejść sama f świadomość w procesie jej przeobrażenia od naiwnego (metaforycznego) do samokrytycznego (ironicznego) postrzegania samej siebie, wówczas nie ma już powodu, aby zastanawiać się nad alternatywnymi rozstrzygnięciami przedstawionymi powyżej. Oznaką wysokiego stopnia dyskursywnej samoświadomości Thompsona jest to, że odkrył on zasady rozwoju w procesie „tworzenia się” świadomości angielskiej klasy robotniczej, które kierowały też „tworzeniem się” jego własnej narracji. Rozpoznany przez Thompsona model historii świadomości angielskiej klasy robotniczej był prawdopodobnie w takim samym stopniu narzucony na dane, jaki-Imi dysponował, co w nich odnaleziony. Jednak problem z pewnością nie polega na narzuceniu jakiegoś modelu, ale na (wyczuciu wyboru tego właśnie modelu w celu uporządkowania przedstawianego procesu. Polega on na wyborze, zamierzonym lub intuicyjnym, modelu, który od dawna wykorzystywano do analizy procesów świadomości w retoryce i poetyce, dialektyce oraz, na co wskazywaliśmy, w psychologu eksperymentalnej i psychoanalizie. Gdzież bowiem mógł zwrócić się Thompson, poszukując modelu dla takiego procesu świadomości, którego fazy i ich modalności strukturami należało interpretować jako rezultat pewnego rodzaju połączenia teorii i praktyki oraz świadomych i nieświadomych procesów (auto)kreacji?
Jeżeli Thompson nie zastosował teorii tropów do ukazania przedmiotu swych badań w sposób świadomy to domyślił się jej i przeformułował ją dla potrzeb swej własnej narracji. Nie chcielibyśmy tutaj sugerować, że wydzielone przez niego fazy należy przyrównać do tych, jakie wyróżnił Piaget w rozwoju zdolności umysłowych dziecka, czy też Freud w mediacjach zachodzących pomiędzy manifestowanymi a ukrytymi poziomami snu w analizie pracy marzeń sennych.