15674 Obraz3 (2)

15674 Obraz3 (2)



322 LOSY PASIERBÓW

—    A nic tam nie winna. Ja sam więcej winien, że nie posyłałem ci listów poleconymi, a zwykłe kradli u ciebie.

—    Ja tylko jeden list od ciebie otrzymałam.

—    I to narobiło nam biedy. No, a jakżeż dzieci?

—    Zdrowi chwała Panu Bogu. Pola niedawno jeszcze spała.

—    Serce moje! — uścisnął ją jeszcze raz całując i uwolnił.

—    Chodźmy do dzieci, chodźmy — nagliła.

—    Nie, wpierw muszę konia zabrać z lasu. Jaż tu z furmanką. Chodźmy — rzekł, ujmując ją za rękę. — Teraz ani krok od siebie nie puszczę. Ani, ani.

Szli trzymając się za ręce i wymieniali między sobą z grubsza ważniejsze wiadomości.

—    I czymżeż oni ciebie tak cholery? — badała.

—    Pałką w potylicę. Ale to już wszystko minęło.

—    Musić to inaczej trochę było, jeśli pozwoliłeś zedrzeć ze siebie marynarkę — mówiła, patrząc nań badawczo.

—    Później ci opowiem. Najważniejsza oto rzecz, że ciebie odnalazłem.

—    A jakżeż ty trafił? Pewnie Szmujła ci powiedział.

—    On, ale nie po dobroci. Musiałem wziąć go po chłopsku. Powiedział mi, że ty z krewnym do Bujnesu wyjechałaś.

—    Tak powiedział?! A to czemu?

—    Dla Makrycy ciebie chował. Makryca jest najgłówniejszym sprawcą naszych nieszczęść. Jemu najwięcej zależało na mej zgubie, chociaż, zdaje się, jednym z napastników, był człowiek z ichnej jaczejki.

—    Dalibóg, wierzyć się nie chce.

—    A nie podjeżdżał któryś tu do ciebie czasami, nie swatał się? — spytał trochę żartem.

Domka sięgnęła ręką za pas spódnicy i dobyła stamtąd zawiniętą w szmatę szwajkę.

—    To każdego czekało — powiedziała zaciskając pięść — przygotowana byłam.

Brawura małżonki budziła w nim łzy i wesołość.

—    Jakaż ty szlachetna! Jaka drużebna! — powiedział, przygarniając ją do boku.

—    Ja ci nie mówiłam nigdy, że ta poczwara oblizana jak my tylko do Berisso przyjechali podłaził do mnie różnymi sposobami, myślałam więc, że teraz jeszcze więcej będzie mnie szukał i przygotowana byłam na to. A on szelma ot, takiego sposobu się chwycił! Toż bandyta najgorszy! I Szmujła też taka Świnia. A jaż mu wierzyłam.

—    A patron tutejszy nie znęcał się czasami nad tobą?

—    Nie, nie miał powodu. Robiłam rzetelnie to co mi kazał, więc zadowolony był ze mnie. Raz tylko posprzeczałam się z gospodynią za Felka. Chciała, aby mełł kukurydzę dla kurcząt, a ja się nie zgodziłam, żeby dziecko jeszcze dychawicę nagnało? Własna córka jak łania — boki bez zajęcia obija.

—    Bestia jakaś!...

—    Szorstki człowiek, parobczaków sztorcuje codziennie, jak coś nie tego to kijem wali, ale ze mną się liczył.

—    Jak on się nazywa?

—    Józef Petrucci.

—    Znaczy się Szmujło mi zełgał. Mówił ml, że nazywa się Pietruś Pepe.

—    Prawie to samo. Józef to po ichnemu Pepe. Pepe Petrucci.

—    Ale ty zmizerniałaś, miła — zauważył.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
12693 Obraz6 (5) 188 LOSY PASIERBÓW sariatu. Tam zrewidowano każdego na nowo i przesłuchano: gdzie
68857 Obraz7 (3) 270 LOSY PASIERBÓW —    Mam przy sobie. —    Zostaw
Obraz1 (7) 138 LOSY PASIERBÓW —    Nie dam cholerze! Za nic w życiu! Nie-doczekanie
88818 Obraz4 (6) 184 LOSY PASIERBÓW nie wrócimy. Może to nawet dobrze. Mówią ludzie, że nie ma nic
77577 Obraz1 (6) 198 LOSY PASIERBÓW ła zagłuszyć tym w sobie ogarniający ją żal i oburzenie. Ale ni
79084 Obraz9 (3) 294 LOSY PASIERBÓW nej wizyty. Nawet żony twej z dziećmi gdy znajdziemy nie dopuśc
81619 Obraz0 (3) 276 LOSY PASIERBÓW —    A nie lepiej do Konsulatu? Mnie się zdaje,

więcej podobnych podstron