atoli w niektórych swoich segmentach pozostaje trudno dostępny, roz proszony i przez to jakby niewyraźny, w innych natomiast sprawił wrażenie dorobku cokolwiek przypadkowego. Pojąłem więc, że to pisat stwo z całą swą rozrzutną i kapryśną naturą potrafi wzbudzać próc; ciekawości, rozbawienia lub podziwu również opory, że potrafi niecierpliwić, a nawet drażnić i dezorientować niedbałym na oko stosuj kiem do własnych sprzeczności, błyskawicznymi woltami logicznymi] tematycznymi, brakiem uchwytnej linii przewodniej, przekorą, kłócąc się na każdym dosłownie kroku z cenioną jeszcze w środowiskach ideowych zasadą jednolitości i konsekwencji.
Jakież są tedy niepodważalne dokonania Kijowskiego? Dziecko przet ptaka przyniesione? Ale jak się ma ono do debiutanckiego zbioru Diabeł, anioł i chłop? Listopadowy wieczór? Wielkie brawo! Co jednak zrobić i Sezonem w Paryżu} Wszak jedno z drugim się nie wiąże. Nie pasują dc siebie poszczególne epizody tej samej biografii intelektualnej. Oto sedno wątpliwości tkwiące w pytaniach młodego polonisty z KUL-u. I Warto się przekonać — odpowiedziałem — czy jest tak istotnie, czj tylko tak nam się wydaje;
czy rzeczywiście nie ma żadnego związku między Listopadowym wieczorem a sumą paryskich obserwacji i przemyśleń, i czy sławne Dopiski do »Wyznań* św. Augustyna można naprawdę zrozumieć bez Grymasu Baudelaire’a.
2
Uczucie zwątpienia w trwałą wartość i sens wewnętrzny własnego pisarstwa nie było Kijowskiemu obce. Na odwrót: miało charaktei chroniczny i prawie obsesyjny; rzadko dawało się załagodzić; tak czj inaczej odzywało się stale; w niektórych zaś fazach przybierało postał krańcową, objawiając się autokrytycyzmem ostrym, bezwzględnym, jat i zniechęceniem do literatury w ogóle.
Zniechęcenie, rozczarowanie, niedosyt towarzyszą niby ironiczny akompaniament nie tylko nie zrealizowanym projektom, ale równiei wzlotom twórczym Andrzeja Kijowskiego. Towarzyszą wszystkim stadiom jego ewolucji umysłowej. Decydują o postawie nieufnej krytyka i o całej jego strategii zaczepno-polemicznej w stosunku do bieżących zjawisk kulturalnych i literackich. Układają się w charakterystyczny grymas.
Owo przyrodzone jak gdyby „grymaszenie" Kijowskiego, owo niedowierzanie wartościom cudzym i tylekroć zbijające z tropu przeczenie sobie samemu — posiada wymowę dwojaką. Niezawodnie wyraża wolę przemian; stanowi podnietę do wielostronnej aktywności; jest moralnym zaczynem fermentu, wciąż odnawiającym się źródłem ciekawości umysłowej — pasji nakierowanej ku wysokim prawdom. Z drugiej strony wszakże oznacza coś odmiennego. Zwiastuje, można by sądzić, baudelairowskiego potwora Nudy. Nuda zaś, której śladem ciągnie w
smutnym orszaku złość, niezadowolenie z siebie i z innych, zaniechanie i roztargnienie — jest symptomatycznym przejawem obolałości ducha. Wyraża kryzys aspiracji, utratę celów i planów (życiowych, ideowych itdLjl jedną tylko chęć: chęć wycofania się z gry, która wydaje się już nieistotna, pozorna lub daremna.
Częste oznaki znużenia literaturą nie były w wypowiedziach Kijowskiego podyktowane wyłącznie kokieterią bądź zamiarem bulwersowa-I nia opinii — jak zdawał się przypuszczać niejeden powierzchowny i f nieprzychylny obserwator. Czy były pośrednim refleksem drzemiącej choroby? Czy nie stąd brała się niechęć do powabów świata czysto werbalnego, żal za jakimś innym losem, za innym powołaniem niż piękne układanie słów? Czy nie z choroby, która, zrazu niewidoczna, drążyła organizm, wyniknęło poczucie bliskości Kijowskiego-tłumacza z zagadkowym wyborem, jakiego dokonuje bohater powieści Tempo, i z postaciami, które w końcowych częściach Tego wspaniałego Saint-Si-mona zrywają z czczymi pozorami życia światowego, by móc otworzyć oczy na to, co najważniejsze? Nie ma powodu zaprzeczać, że okres, w którym choroba się uzewnętrzniła, przynosząc wraz z ciężkimi niedo-maganiami świadomość wypełniającego się przeznaczenia, że ten okres skłaniał do surowych obrachunków, i podsycał jeszcze bardziej krytycyzm Kijowskiego wobec dzieł cudzych i własnych.
W urywkach Dziennika z lat 1982-1985, włączonych do zbioru Tropy (zawierającego szkice i rozważania religijne), znajdziemy cały szereg gorzkich wynurzeń i konstatacji. Brak przyjemności w pisaniu. Nudzi mnie wszystko, co piszę. Potrzeba pisania — zdaje się, że nigdy jej nie odczuwałem. Pisanie narzuciłem sobie jako sposób życia i jako drogę wypróbowania swoich zdolności oraz zaspokojenia ambicji. Zawsze był to dla mnie przymus. Nie przymus wewnętrzny, ale zewnętrzny. Nic się pod tym względem nie zmieniło. U progu starości jestem swego pisania równie niepewny jak 30 lat temu, równie z niego niezadowolony, równie nim znudzony i zarazem zatroskany1.
Zwróćmy ponadto uwagę na jeden z głównych wątków tematycznych w Dopiskach do »Wyznań* św. Augustyna, rzeczy późno ukończonej, mianowicie na rozróżnienie między Augustynem-retorem, który w pierwśżej połowie swojego życia, niczym współczesny nam literat profesjonalista, wynajmował się za pieniądze do układania i wygłaszania przemówień, wykładów, rozważań filozoficznych, do udziału w publicznych dysputach i krasomówczych konkursach, a innym Augustynem — prawdziwym pisarzem, który na to, aby się narodzić, musiał umrzeć jako »literat", » retor«, tak czy owak »sprzedawca słów*2.
Choroba odegrała z pewnością rolę istotną w doświadczeniu wewnętrznym Andrzeja Kijowskiego. Utwierdziła go w powziętym dMMliH
A. Kijowski, Tropy. Poznań 1986, s. 182, 183, 186-187.
Ibidem, s. 158-159.