a gdy odchodzisz — umieram. Przeto nie odpędzaj mnie, a daj tak leżeć u nóg swoich.
I mówił król:
— Oto zabija mnie kochanie, albowiem niepodobna żyć człowiekowi tak kochając. Ale niechaj umieram, jeżeli ci to sprawia radość.
I mówił król:
— O jakżeś dziwna, Andronice moja, jakże piękna i nieogarniona. Płomień czuję w tobie, a słowa twoje mrożą. I czuję dobroć w tobie, a ginę z okrucieństwa twego. Oto upokorzyłaś mnie i unicestwiłaś i odebrałaś wszystko, a ja nie czuję złości, jeno kochanie i wdzięczność bez granic.
Tak mówił król i wiele innych rzeczy w szaleństwie swoim. Zaś Andronice, pochyliwszy się nad nim i utopiwszy palce w pierścieniach jego włosów, chłonęła oczyma pożądanie jego i ustami czerwonymi zdała się chwytać drżenie ust jego. 1 zdawało jej się, że śni sen nieziemski i kłamliwy — i ginęła w tym śnie.
I pytał król pożerany namiętnością wielką:
— Zali nigdy nie pocałujesz mnie? Po nocach śnię o ogniu warg twoich, a nie będę żądał od ciebie innej rozkoszy.
Odpowiadała Andronice:
— Pocałowaniem daje niewiasta świadectwo o kochaniu swoim, a pocałowanie bez kochania zdrożnością jest. Przeto nie kuś mnie.
1 odchodził król pocieszony, gdyż wspomniała o pokusie swojej.
I nie miai innej myśli król Gynajkofilos nad myśl
0 przysparzaniu jej radości. Ale żadne bogactwa nie rozweselały jej ni żadne zwycięstwa jego nad ludami wrogimi. I smucił się król, gdyż niczym nie mógł wzbudzić w niej wdzięczności ni podziwu.
Przyszedł maj, zakwitły drzewa wszystkie i krzewy,
1 trawy. Szedł raz król łąkami ogrodów swoich, a woń kwiatów upajała go. I był świt. A odkąd ukochał król niewiastę dziwną, nie było dlań dnia ni nocy, tylko nieustanna błogo dręcząca senna jawa. Więc gdy się tak tułał w śnie swoim w woni kwiatów, zbudziło się w nim chłopię zrywające zioła dla kochanki swojej. Zwołał niewolniki, kazał im ścinać kwiaty wszystkie i ścinał je sam pospołu z onymi, a naładowawszy kwieciem kilkoro wozów, ciągnął z pierwszym do pani swojej, za nim zaś posuwała się reszta jako wąż barwisty. Wszedł król do sypialni Andronice i zapełnił komnatę całą kwieciem najprzedniejszym. I wszystkie komnaty zapełnił podobnie. A uplótłszy wieniec z róż najbielszych, włożył go na skronie śpiącej. 1 była w całym domu woń od bzów i róż, i innych kwiatów dusząca. A gdy przyszło słońce, wtedy w rosach nieobeschłych zamigotały tęcze.
Zbudziła się Andronice, a ujrzawszy tę moc kwiecia i one rosy tęczowe, i owo słońce, uradowała się wielce. Wybiegła naga z łoża, a rzuciwszy się na stosy pachnące, jęła tarzać się na nich, całować kwiaty, przyciskać je do piersi i policzków, głaskać je falą włosów i rękoma. 1 śmiała się jak dziecię, ze szczęścia
117