cywilizacja malała, to kapitalizm rósł i wszczepiał swoje zasady gry we wszystkie tkanki polityki i kultury. Ogniskami zarazy były wielkie metropolie Europy: Londyn, Paryż, o Berlinie nawet nie mówiąc Zdawało się, że świat cały jest tylko łupem dla wielkich drapieżników. Powracał odwieczny wątek cywilizacji trzebiącej Indian, tyle że obok czerwonoskórych, o których jeszcze raz echo się rozeszło po ostatnich walkach w Dakocie, stanęli teraz Afrykanie i Azjaci. Jednym z głównych wątków publicystycznych „Prawdy” będą odtąd oskarżenia imperializmu, kolonializmu, wyścigu zbrojeń. Misja cywilizacyjna, europejskie kulturtraegerstwo stały się obłudną osłoną cynicznej grabieży i gwałtu. „Niestety cywilizacja obecna innych sposobów apostołowania nie zna lub nie używa, więc wzdragając się na okrutne jej środki, musimy się pogodzić z koniecznością. Pochodnia jej naprzód pali, a potem oświeca*.
Więc jednak potem oświeca. Bo nie można się było wyrzec ostatnich resztek wiary w prawo moralne postępu, choć ten na razie okazywał się „postępem zagłady”. U schyłku przedostatniej dekady XIX stulecia pod piórem Świętochowskiego pojawi się po raz pierwszy obca dawniej jemu —i całej myślowej strukturze liberalizmu — myśl chiliastyczna: myśl, że drogą do millenium pokoju i sprawiedliwości nie wiedzie może przez kumulatywny przyrost wartości, lecz. przez krwawe konwulsje narodów. A skoro tak, to współczucie dla żywych i ginących kłóciło się ż nadzieją dla jeszcze nie narodzonych — tak jak się kłóciło w myśli apostołów rewolucji socjalnej. „Zaiste, jeżeli kultura nie może odbywać swego pochodu inaczej i używać innych, uczciwszych i szlachetniejszych środków, to lepiej niech już raz dokona swego dzieła, niech co prędzej zniszczy, co ma do zniszczenia, a niech przestanie swą krwawą i ohydną robotą znie-prawiać nasze uczucia i zasady”1 2. Niech zniszczy. Pereat mundus antiąuus. „Wobec 3 milionów ludzi stojących dziś bez przerwy pod bronią i półtora miliarda rocznych wydatków na te zastępy marzenie apostołów wiecznego pokoju wydaje się jak zawieszona gdzieś w niedoścignionych przestworzach tęcza. /Ale — przyznajmy — tęcza piękna. Jakkolwiek teraźniejszość drwi sobie z tego rojenia, barw i świetnych blasków mu nie odbierze. I choćby życie bardzo długo jeszcze czekać kazało, w piersiach ludów trapionych okolicznościami
wojny nie zamrze nigdy wiara, że owa epoka kiedyś nastanie, że skończy się wreszcie okres burz i krwawego posiewu. Cywilizacja, która dotąd okrywa się płaszczem czerwonym, przywdzieje biały i wtedy dopiero będzie miała prawo nazwać się ludzką”3. Tą utopią zamyka się pozytywistyczna negacja.
Ale cóż to wszystko miało wspólnego z tym, co się działo i nie działo w Mławie albo Kielcach? Niewiele na pozór. Z Mławy i Kielc nie było widać losów świata i troski były tu raczej powiatowej skali. A przecież i w tej skali pojawiała się ta sama dręcząca niepewność, czy wartości wchodzące w skład jednego kompleksowego ideału rzeczywiście wspierają się wzajem. Bo to właśnie było zrazu założone jako oczywistość: że wiedza, dobrobyt społeczny, egalitaryzm, swoboda gospodarczej inicjatywy, opieka nad słabymi i wydziedziczonymi, wolność opinii publicznej, samorząd gmin i stowarzyszeń, wychowanie w tolerancji, asymilacja Żydów, emancypacja kobiety, solidarna obrona kultury narodowej, poprawa zdrowotności, spadek przestępczości, altruisty -czna etyka wspóżycia społecznego — że wszystko to są cele sprzężone, bezkonfliktowe i wzajemnie sobie niezbędne. Wystarczyło więc, by Prus — sceptyczny wobec każdej doktryny, a za to dziecięco ufający każdej statystyce'— pozwolił sobie wyrazić wątpliwość, czy aby na pewno ze wzrostem oświaty idzie w parze spadek przestępstw i wzrost moralności, a już Świętochowski i inni okrzyczeli go niemalże obsku-rantem, co chciałby lud utrzymać w ciemnocie4. A jednak konflikty w tym katalogu celów — czy to z ich natury, czy to z okoliczności historycznych wynikające — okazywały się raz po raz nieuchronne.
Każdemu przyzwoitemu liberałowi i demokracie europejskiemu wypadało domagać się powszechnej i obowiązkowej szkoły elementarnej. Ale jakże by to było możliwe tu, gdzie szkoła stała się instrumentem rusyfikacji lub germanizacji? Wypadało mu wychowywać społeczeństwo w duchu poszanowania dla prawa. Ale jakież to było trudne tu, gdzie prawo było osłoną politycznego bezprawia! Z polskiej wersji liberalizmu dla słabych, liberalizmu opiekuńczego, wynikał logicznie postulat ograniczenia wolnej konkurencji, interwencji państwa w kapitalistyczne stosunki pracy. Ale wymagało to obdarzenia częściowym choćby zaufaniem funkcjonariuszy aparatu, który z gorliwością
20 Jakiej cywilizacji
Cyt. wg: M. Brykolska, op. dt.j s. 120-122.
® Ibidem.
** Ibidem.
B. Pruli Óśaiata, „Nowiny" 1882, nry 301-302; A. Świętochowski, Liberum orlo, 1.1, s. 321-322 (rob. tamte komentarz M. BryItalskiej; oraz Stosunek toiedzy do moralności, „Prawda” 1882, nry 47-48. 305