na istnieć. Próby wreszcie dokonywane przez obserwatora o wyobraźni tak obiektywnej i dociekliwej, że w ogóle w naszej literaturze nie znajduje podobnych sobie ustępów.
- Chociaż tym razem analogia jest bardziej odległa, nietrudno również doszukać się w tym utworze podobnej aluzji historiozoficznej co w Bitwie na równinie Sedgemoor. Dręczące matkę Joannę demony, majaki i zwidy nie tylko z jej wyobraźni, ale i z nocy okupacyjnej pochodzą. Wskrzeszając je, pisarz zdaje się mówić: oto ku czemu sposobny materiał wyobraźni dostarcza owa noc. Nie osądzam jej wprost, lecz patrzcie i osądzajcie sami — pisarz powiada.
Sens jednak tego wspaniałego utworu pozostaje wieloznaczny, niemożliwy do ujęcia w jakąś jednolitą formę. Przy całej świetności artystycznej doświadczenie to zostało podane w probówkach, w stanie przed ostateczną krystalizacją. Do ostatecznego rozstrzygnięcia pozostawiono je czytelnikowi, a wątpię, czy ten rozstrzygnąć je zdoła.
VIII
Obydwa opowiadania zbudowane wokół tematu okupacyjnego — Stara cegielnia oraz Młyn nad Lutynią — są kompozycyjnie znacznie bliższe przedwojennym utworom Iwaszkiewicza aniżeli opowieści historyczne. Tło tych dwóch opowiadań znów jest jednopłaszczyznowe, nie podzielone na skłócone pryzmaty. Bardziej liryczne, chociaż ściszone w Starej cegielni, więcej mięsiste i obiektywne w Młynie nad Lutynią.
Swoisty wyraz artystyczny osiąga szczególnie Stara cegielnia. Czynne tło gra tutaj rolę raczej muzycznego podkładu aniżeli realistycznej ramy. Jest to jakaś suita podwarszawska, zbudowana głównie z doskonałych obserwacji typologicznych, pełna ponadto wyczucia' nikłego, ale jakże samoistnego wdzięku podwarszawskich okolic. Ta sama Utrata, co w młynie położonym nad jej brzegami, płynie po kartach opowieści i toczy ten sam ledwo uchwytny i smutny urok.
Rola tych opowiadań zdaje się jednak zawierać nie w ich
i
podobieństwie z międzywojennym dorobkiem pisarza. Właśnie dlatego, że jemu bliższe, pozwalają one lepiej wymierzyć odległość ideową, która od tamtych utworów zaczyna Iwaszkiewicza dzielić. Czy zdoła naprawdę i na stałe oddzielić — rzecz to inna i raczej wątpliwa. Nie całkiem bowiem słuszne wydaje mi się zdanie Macha, że wojna jest tutaj tylko dostar-czynią środków dla realizowania nie-wojennej fabuły. To pewne, że wojna nie dociera tutaj w całej swej grozie, ale niemniej jest pewne, a raczej tego chciałbym dowieść, że sens myślowy i etyczny tych opowiadań urabia ona w sposób bardziej wyraźny niż się przypuszcza. Tyle że dostrzegalny raczej na tle poprzedniego dorobku pisarza... ■
Rozpocznijmy od zakończenia Młyna nad Lutynią. Na po-. zór zakończenie to brzmi tonami jakiegoś relatywistycznego kompromitacjonizmu. (Brr, do czego prowadzi skrót krytyczny!) Stary Durczok powiesił wnuka Jarogniewa, renegata i łajdaka — czyniąc tym sprawiedliwość. Wyjaśniają się nagle rozrzucone wśród narracji domyślniki: Durczok uczynił to w przekonaniu, że mści się na Jarogniewie za swoją krzywdę. Przekonany był, że żona go zdradzała z dziedzicem z Hilaro-wa, a matka Jarogniewa była owocem tej zdrady. Intencje starego, gdy podciągał na sosnę wnuka, dalekie były od bezstronności obowiązującej sędziego. Teraz dowiaduje się, że jego domysł był błędny.
To Jarogniew był synem pana z Hilarowa. On do mnie jeszcze jeździł... a potem do Joasi... takich tam to jeszcze długo na to stać.
Te słowa żony są dla Durczoka rewelacją.
— Ale dlaczego ty to uczyniłeś? — pyta go żona.
— No musiałem. Jak Pan Bóg zaś nie wymierza sprawiedliwości, tg człowiek sam ją musi wymierzyć. Ale.
Odpowiedź Durczoka przytoczona jest przez pisarza w intencji ironicznej. Ładna sprawiedliwość zemsty za własną przeszłość, zemsty, której podejrzenia i motywy tak zupełnie się poplątały...
Tymczasem ta intencja zupełnie nie; wychodzi. No, bo cóż?
189