W kategoriach restrukturyzacji percepcji, lecz raczej jako oświetlenie pola zdarzeniowego. W istocie rzecz polega po prostu na tym, że zespół wydarzeń pierwotnie zakodowanych w określony sposób ulega zdekodowaniu, a następnie kodowany jest ponownie według innej konwencji, co nie zmienia bynajmniej znacząco samych wydarzeń. Innymi słowy, dane, które są przedmiotem analizy, nie różnią się istotnie w obrębie różnych opisów. Zmiany dotyczą tylko modalności ich wzajemnych związków, które z kolei — jakkolwiek czytelnikowi może się wydawać, iż tkwią one korzeniami w zróżnicowanych teoriach społeczeństwa, polityki czy historii — w ostatecznym rozrachunku okazują się mieć swój początek w retorycznych przedstawieniach tego samego zespołu wydarzeń w terminach zasadniczo odmiennych całości. Z tego właśnie powodu, gdy musimy zestawić ze sobą różne interpretacje tego samego zespołu wydarzeń historycznych, by zdecydować, która spośród nich jest najlepsza czy też najbardziej przekonująca, często pojawiają się niejasności i wieloznaczność. Nie chodzi tu wcale o to, iż nie można odróżnić dobrej historiografii od złej, jako że przecież zawsze pozostaje nam możliwość odwołania się do takich tradycyjnych^ J kryteriów, jak przestrzeganie reguł postępowania z materiałem dowodowym, względna kompletność narracyjnych szczegółów, spójność logiczna itd. Rzecz w tym, że rozróż- 1 nienie między dobrymi a złymi interpretacjami zdarzenia w rodzaju Rewolucji Francuskiej nie jest zadaniem tak łatwym, jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka, zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z interpretacjami alternatywnymi dokonanymi przez historyków o stosunkowo iden- 1 tycznej wiedzy i zbliżonym stopniu pojęciowego wyrafinowa- 1 nia. W końcu klasyczne dzieło historyczne nie może zostać podważone czy też obalone ani na drodze odkrycia nowych a danych, mogących zakwestionować jakieś konkretne wyją- i śnienie któregoś z elementów opisu, ani poprzez wypracowanie nowych metod analizy pozwalających nam na zajęcie
się problemami, jakich dawniejsi historycy nie byli w stanie wziąć pod uwagę. I właśnie dlatego, że wielcy klasycy historiografii, tacy jak Gibbon, Michelet, Tukidydes, Mommsen, Rankę, Burckhardt, Bancroft i inni, nie mogą zostać definitywnie odrzuceni, musimy odnieść się do specyficznie literackich aspektów ich prac jako istotnych, a nie tylko drugorzędnych elementów ich historiograficznego rzemiosła.
Wszystko to wskazuje na konieczność dokonania rewizji konwencjonalnego rozróżnienia między prozą a poezją w odniesieniu do takich form narracyjnych, jak historiografia, oraz uznania, że sięgające Arystotelesa rozróżnienie pomiędzy historią a poezją okazuje się dla rozważań nad obiema formami dyskursu tyleż pożyteczne, co szkodliwe. Jeśli w poezji nieodmiennie tkwi żywioł historycznośd, to żywioł poezji zawiera się w każdym historycznym opisie świata, a jest tak, ponieważ opisując świat historyczny, pozostajemy zależni, co nie dotyczy zapewne nauk przyrodniczych, od retorycznego repertuaru język a, i to zarówno w wymiarze charakterystyki przedmiotów narracyjnych przedstawień, jak i strategii konstruowania narracyjnych opisów przekształceń tych przedmiotów w czasie. Przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, iż historia nie posiada swej specyficznej, zastrzeżonej tylko dla siebie dziedziny; każdy zapis jest epizodem konfliktu między poetyckimi przedstawieniami prawdopodobnych wersji przeszłości.
Dawniejsze rozróżnienie pomiędzy fikcją a historią, w myśl którego pierwszą z nich pojmowano jako przedstawienie tego, co wyobrażalne, drugą zaś tego, co rzeczywiste, musi ustąpić świadomości, iż to, co rzeczywiste, daje się poznać tylko poprzez kontrast lub porównanie z tym, co wyobrażalne. Ujmowane z takiej perspektywy, narracje historyczne są złożonymi strukturami, w obrębie których wyobrażony świat doświadczenia może istnieć przynajmniej na dwa sposoby: jeden kodowany jest jako „rzeczywisty”, drugi natomiast „demaskowany” w toku opowieści jako złudzenie.