250 Emile M. Cioran
święci nigdy nie zrozumieli. Nie jest bezpodstawne mniemanie, że absolutu dostępuje się przez wiarę. Przez wiarę — któż wie, co moglibyśmy jeszcze osiągnąć? Prawda jest po stronie Lutra: solafide (tylko przez wiarę). Czy solo dolore (tylko przez ból) byłoby zatem po stronie świętych? Jedynie święci dochodzą do królestwa niebieskiego poprzez ból, ponieważ znają oni jedynie to, co jest w nim pozytywne. Dla nas, innych, solo dolore jest drogą rozdarcia. Solo dolore jednak nie jest jedynie przymiotem świętych. Negatywnej części bólu nie odstąpili nam święci — sami ją zdobyliśmy, co się zaś tyczy części pozytywnej, powinniśmy poznać ją jedynie pokonując świętych!
Solo dolore to droga ocalenia i potępienia. Jeśli niektórzy ocalają siebie, inni spalają na niej duszę, a ostatni pozostają na rozstajach ocalenia i potępienia. Dla nich solo dolore jest ostatecznym sensem, nigdy nie unikną oni tragicznej alternatywy, skazani na rozdarcie pomiędzy biegunem negatywnym i pozytywnym bólu, na doświadczenie rozdarcia.
Wierzę w rozdarcie.
Chociaż wszystkim skrajnym stanom nieobce jest rozdarcie jako początek lub jako etap, istnieje czysty stan rozdarcia, niezależny od jakiejkolwiek formy duchowego urzeczywistnienia—rozdarcie bez przedmiotu i bez celu, bez uwarunkowań i bez impasów. Z nieokreślonego punktu ciała i idealnego punktu serca dobiega szept rozkładu i rozkoszy, utkany ze słodkich, gorzkich i niesprawdzalnych przeczuć. Władza łagodnych niepokojów, nieokreślonych i pełnych smutku, rozciąga się nad rejonami duszy, która towarzyszy lawinie skrywanych wzruszeń, zagubiona w sobie samej, będąc ofiarą własnych tajemnic. Brak ogniska duchowego czyni rozdarcie niezależnym od wszelkich jego możliwych postaci, czyni je podatnym na wszystkie skoki ducha. Czy doświadczając rozdarcia nie mamy wrażenia, że przygotowuje się w nas przewrót, jedyna w swoim rodzaju eksplozja, że coś rozpoczyna się po raz pierwszy, że nasza mowa nagle się urywa, że gest tworzy, mimo że nie możemy pojąć treści działań i ich dokonania? Nie wiemy nic o rozdarciu, lecz wiemy, że bez niego bylibyśmy niczym. Dziwna pewność, zmieszana z drżeniem i delikatnym szeptem istnienia, nadaje rozdarciu nieokreśloną rozkosz, której obecność jest uwodząca i bolesna, a dwuznaczność — wyjątkowa.
Zamknięci w wylewności pospolitego szczęścia, nabrawszy niejasnych podejrzeń co do naszego psychicznego zobojętnienia, ileż to razy czuliśmy, jak opanowuje nas rozdarcie serca i zalewa nas niezwykły smutek? Czy napad smutku i subtelność rozdarcia mogłyby być nagłymi zjawami? Czy nie są one przygotowane bez naszej wiedzy, nieustannie i podziemnie? Rozbłysk rozdarcia i smutku dostarcza dowodu tajemnej obecności, nieczystej zasady, która budzi się do działania w cieniu istnień, rozdartych smutkiem i przepełnionych smutkiem rozdarcia. Jego oddziaływanie zachodzi poprzez ustawiczną erozję i okresowy nacisk. Ten, kto padł łupem rozdarcia, rozdzierany jest w każdej chwili. Im mniej to sobie uświadamia, tym ataki są potężniejsze.
Ten, kto nigdy nie poznał rozdarcia, nie jest człowiekiem. Aby być człowiekiem całkowitym, wcześniej trzeba zostać rozbitym na części. Dzieło rozdarcia jest następujące: niszczy i stanowi pocieszenie w klęsce. Utraciwszy ostatni fragment, unicestwiwszy swą własną duszę, ponownie wzmacniamy w sobie opór nicości wynikającej z rozdarcia i odnosimy zwycięstwo nad swymi własnymi szczątkami.