568 Część V. Śmierć na opak
uporczywie pogrążony w żałobie zostaje bezlitośnie wykluczony ze społecz^ stwa, jak gdyby nie był przy zdrowych zmysłach.
Gorcr sam tego doświadczył po śmierci brata: „Wielokrotnie nie przyją^ zaproszenia na koktajl, tłumacząc, że jestem w żałobie. Ludzie okazyw^ zażenowanie, jak gdybym powiedział coś niestosownego i nieprzyzwoitej Doprawdy miałem wrażenie, że gdybym chcąc odrzucić ich zaproszenie jaL powód podał jakieś zagadkowe rendez-vous, lepiej by mnie zrozumieli i naw^ dodali żartobliwej zachęty. 1 oto ludzie ci, przecież dobrze wychowani mruczeli coś i szybko odchodzili.” Nie wiedzieli, jak się zachować w sytuacji która stała się niezwykła. „Brakowało im zaczerpniętych z rytuału wskazówek jak zachować się w stosunku do człowieka, który mówi, że jest w żałobie.. Jak sądzę, bali się, że się rozkleję i dam upust żalowi, co ich przyprawi o nieprzyjemne emocje.”
ŚMIERĆ WYELIMINOWANA
Przejście od nudnej i spokojnej codzienności do patetycznego życia wewnętrznego nie odbywa się bowiem spontanicznie i bez pomocy. Różnica języków, jakimi się przemawia, zbyt jest duża. Ażeby przywrócić łączność, trzeba się odwołać do z góry przyjętego kodeksu, do rytuału, którego należy się praktycznie uczyć od dzieciństwa. Dawniej istniały takie kodeksy na wszystkie okoliczności, przewidujące, jak okazywać innym uczucia na ogół niewyrażalne, jak świadczyć grzeczności, rodzić dzieci, umierać, pocieszać osieroconych. Dziś kodeksów tych nie ma. Znikły pod koniec XIX i w XX wieku. A zatem uczucia, które chciałyby wykroczyć poza przeciętność, albo nie znajdują dla siebie wyrazu i zostają stłumione, albo wybuchają z trudną do zniesienia gwałtownością, bo nie istnieje nic, co mogłoby je ukierunkować. W tym ostatnim przypadku zagrażają ładowi i bezpieczeństwu, jakich wymaga codzienna ludzka aktywność. Trzeba je więc powściągać. I tak najpierw sprawy miłości, a potem śmierci zostały obłożone interdyktem. Zaczął on obowiązywać z chwilą, gdy przestały działać stawidła i zapory, od tysiąclecia ujarzmiające te dzikie siły. Pojawił się, zwłaszcza w angielskich public schools, model męskiej odwagi, dyskrecji i dobrego wychowania, który zabraniał publicznych aluzji do romantycznych uczuć i tolerował je wyłącznie w domowym zaciszu.
Jak pisze Gorer, „śmierć i żałobę traktuje się dzisiaj z taką samą pruderią, jak przed wiekiem popędy seksualne”. Trzeba się więc uczyć, jak je opanowywać. „Dzisiaj, jak można sądzić, uważa się za rzecz zupełnie normalną, że wrażliwi i rozsądni mężczyźni i kobiety mogą się doskonale w czasie żałoby opanowywać siłą woli i charakteru. Nie potrzebują już tego manifestować [jak to było w czasach, kiedy nie chcieli kontrolować się i opanowywać], natomiast po-
zwala się im czynić lo prywatnie i ukradkiem, jakby chodziło o coś w rodzaju masturbacji. ”14
Jest rzeczą oczywistą, że przyczyną kasowania żałoby jest nie płochość pozostałych przy życiu, ale bezlitosny nacisk społeczeństwa, które odmawia udziału w przeżyciach człowieka pogrążonego w żałobie: jest to pewien sposób nieuznawania śmierci, nawet jeżeli w zasadzie uznaje się jej realność. Moim zdaniem, po raz pierwszy protest przeciw śmierci wniesiono tak otwarcie. Od pewnego czasu wzbierał on w głębinach, gdzie go uwięziono, przebijał się ku powierzchni — jeszcze jej nie sięgając — od lęku przed pozorną śmiercią, od tego, że przez miłość do drugiego człowieka ukrywano przed nim bliski koniec i że przez odrazę do chorego chowano go przed ludźmi. Teraz ów protest ukazuje się w pełnym świetle, jako główny rys charakterystyczny naszej kultury. Teraz łzy żałoby upodobniono do wydzielin chorego. Jedne i drugie są obrzydliwe. Śmierć zostaje wyeliminowana.
Tak więc około połowy wieku XX na najbardziej zindywidualizowanych i najbardziej zurbanizowanych obszarach Zachodu powstaje nowa sytuacja. Panuje opinia, że publiczne okazywanie żałoby, a także zbyt uparte i długie prywatne jej zachowywanie jest czymś chorobliwym. Wybuch płaczu staje się atakiem nerwowym. Żałoba jest chorobą. Ten, kto się z nią obnosi, daje dowód słabości charakteru. Taki pełen złośliwości stosunek zaznacza się już w postromantycznych sarkazmach, mieszanych jeszcze z romantycznymi wierzeniami, na przykład u Marka Twaina, którego teatralne objawianie uczuć drażni, ale jednocześnie wzrusza, i który humorem broni się przed staroświeckimi sentymentami. Dziś stało się to powszechne. Czas żałoby nie jest okresem milczenia tego, kto jest w żałobie, wśród gorliwego i niedyskretnego otoczenia, lecz jest okresem milczenia tych, co go otaczają: telefon nie dzwoni, ludzie was unikają. Człowiek w żałobie odbywa kwarantannę.
Zresztą wykluczony zostaje nie tylko on sam. Protest przeciwko śmierci nie ogranicza się do osób w żałobie i do przejawów tej żałoby: obejmuje wszystko, co styka się ze śmiercią i grozi „zarażeniem." Uważa się, że żałoba i to, co się z nią łączy, jest zakaźną chorobą, której można się nabawić w pokoju umierającego lub zmarłego, nawet jeśli są nam obojętni, czy też na cmentarzu, gdzie nie spoczywa nikt z bliskich. Są miejsca, gdzie można się zarazić żałobą, jak grypą.
Jest rzeczą bardzo znamienną, że gdy tylko zarysowała się taka postawa, psycholodzy natychmiast uznali ją za niebezpieczną i anormalną. Do dziś nie przestali kłaść nacisku na niezbędność żałoby i na niebezpieczeństwa, jakimi grozi jej tłumienie. Zygmunt Freud i Karl Abraham zadali sobie wiele trudu, aby wykazać, że żałoba jest czymś różnym od depresji. Dzisiaj pojawia się coraz więcej prac na ten temat: Colin Murray Parkes i ostatnio Lily Pincus wydali dwie piękne książki pełne przykładów.15 Otóż ich ocena żałoby i jej roli jest zupełnie odmienna od poglądów