skale Mount Rushmore. I dojdzie do tego niechybnie, w tym samym dniu, w którym dolar przemianowany zostanie na wyatta.
Moje Merty Mount? Ja I lara sześćdziesiąte? No cóż, brałem serio nieporządek tego stosunkowo krótkiego okresu a jego naczelne hasło - wyzwolenie - pojmowałem jak najszerzej. Dlatego opuściłem żonę. Ściślej mówiąc, to ona nakryła mnie z Rynsztokówami i wyrzuciła z domu. Jasne, niejeden wykładowca na wydziale zapuścił włosy i włożył hipisowskie ciuchy, ale tylko dla pozoru. Zwyczajni podglądacze i krótkodystansowcy. Od czasu do czasu wypuszczali się na małą przygodę, ale nigdy nie przekraczali linii okopów, by wkroczyć na pole walki. Ja natomiast, od chwili gdy pojąłem istotę tego nieporządku, byłem zdecydowany wyrwać z niego motywację dla siebie, rozwikłać dawne i obecne związki, i uczynić to nie cichcem, nie na boku; nie dać się wpędzić - wzorem wielu w moim wieku - ani w kompleks niższości, ani wyższości, nie dać się skołować, tylko podążyć za logiką tej rewolucji aż do końca, nie padając po drodze jej ofiarą.
To wymagało pewnych starań. Brak tablicy upamiętniającej tych, którzy ucierpieli wskutek własnych ekscesów, nie oznacza, że ofiar nie było. Może niekoniecznie śmiertelnych, ale mocno pokiereszowanych. To nie była elegancka rewolucja, przebiegająca na nobliwej płaszczyźnie teoretycznej. To był szczeniacki, żywiołowy, niekontrolowany, drastyczny bałagan - jedna wielka burda, ogarniająca całe społeczeństwo. Chociaż miała i akcent komediowy. Ta rewolucja przypominała zarazem pierwszy dzień po rewolucji - jedną wielką idyllę. Ludzie ściągali bieliznę i ze śmiechem paradowali w miejscach publicznych na golasa.
Często ekscesy były czystą farsą, dziecinną farsą, ale dziecinną farsą zaskakująco daleko posuniętą; często jawiły się jako nagły przypływ nastoletniej mocy, jako eksplozja dojrzewania największej, najpotężniejszej amerykańskiej generacji, która jednocześnie doświadczała przemiany hormonalnej. Lecz skutki tego były rewolucyjne. Wszystko zmieniło się nieodwracalnie.
Sceptycyzm, cynizm, zdrowy rozsądek kulturowo-polityczny, który normalnie trzyma człowieka z dala od masowych mchów, okazał się tu użyteczną tarczą. Nie wpadłem w taką euforię jak inni, ani też nie chciałem do tego dopuścić. Postawiłem sobie za zadanie oddzielić rewolucję od jej doraźnych rekwizytów, patologicznych pułapek, retorycznych niedorzeczności i farmakologicznego dynamitu, który kazał ludziom skakać z okien - moim zamiarem było obejść to, co najgorsze, ale podjąć i wykorzystać samą ideę, abym mógł sobie powiedzieć: Cóż to dla mnie za wielka szansa, cóż za okazja dokonania własnej rewolucji. Dlaczego miałbym nakładać sobie wędzidło z tego tylko powodu, że przypadkiem urodziłem się w tym roku, a nie w innym?
Ludzie młodsi ode mnie o piętnaście, dwadzieścia lat, uprzywilejowani beneficjanci rewolucji, mogli pozwolić sobie na to, by przejść przez nią nieświadomie. Widzieli jeden wielki bal, widzieli rozbabrany raj dzikiego bałaganu, i bez myślenia, bez konieczności myślenia, brali go w posiadanie, zwykle z całym chłamem i śmieciem. Ja jednak musiałem myśleć. Byłem wciąż w kwiecie wieku, a mój kraj wkraczał w niezwykłą epokę. Czy nadaję się, czy też nie, do tego dzikiego, niesfornego, bezczelnego buntu, do tej radykalnej rozwałki poczciwej przeszłości? Czy zdołam o-panować dyscyplinę wolności, przeciwną anarchii wolności? Jak zmienić wolność w system?