Jej nowe przedstawienie rozpoczyna się z hukiem, ale w miarę upływu czasu dziewczyna czuje się coraz bardziej zależna od pana Foksa, który pilnuje czasu, jaki spędza na scenie, na próbach, a nawet wolnego, oczywiście wszystko „dla jej dobra”. Elwira czuje się coraz bardziej spętana, zmęczona, nie ma czasu ani miejsca, by o sobie myśleć albo zareagować na to, co się z nią dzieje. Gdziekolwiek się obróci, on tam jest. Troskliwy, opiekuńczy, groźny.
W końcu zaczyna słuchać zakulisowych plotek. Zwłaszcza kilka chórzystek ma sporo do powiedzenia. Znały poprzednie solistki - trzecią, czwartą i piątą. Im więcej jej mówią (poprzez wybrane przez publiczność piosenki z mojej listy), tym mocniej Elwira utwierdza się w przekonaniu, że musi uwolnić się od tego faceta. I wtedy odnajduje boa. Każda śpiewaczka miała swój kolor. Pewnej nocy, tuż przed tym, jak postanawia uciec, odnajduje żółte, różowe i zielone boa, które pasują do jej czerwonego. Są wciśnięte w niepozorną szufladę w jej garderobie. I wtedy uświadamia sobie, że musi zrobić coś więcej, niż tylko uciec. Musi pokonać pana Foksa. Przecież nie zamierza iść w ślady swoich biednych poprzedniczek. Nie da wcisnąć swojego boa do szuflady i ukryć jak poćwiartowane zwłoki.
Z pomocą chóru Elwira planuje sekretny finał, w który włącza całą obsadę wraz z publicznością, by odśpiewać „to tobie tak się wydaje”, słynną wodewilową piosenkę That’s zuhat you think. A gdy śpiewają, wcześniej uprzedzona policja wpada za kulisy i aresztuje pana Foksa. Widownia widzi, jak odprowadzają go ze sceny oplątanego w boa poprzednich solistek.
- Sztuka z morałem - stwierdził El Jeffery, gdy przedstawiliśmy mu treść. - Właśnie tego nam trzeba.
Górne piętro Dau Hermanos wyglądało mniej więcej tak, jak przy pierwszym podejściu do pana Foksa. Ale atmosfera była zupełnie inna. W powietrzu wręcz wyczuwało się zadowolenie i wszyscy byli uśmiechnięci, mimo natłoku zajęć.
Bron to zauważył. Coraz częściej wchodził na górę i zaglądał przez drzwi. Tego dnia, kiedy Bron w końcu postanowił wejść, a nie tylko zaglądać do pokoju, siedziałam sama i robiłam makiety plakatów, które zamierzałam rozwiesić w oknach restauracji. Wszedł cicho, jak zmęczony kotek.
- Przeszkadzałoby ci, gdybym tu siedział i sobie patrzył?
Pokręciłam głową.
- Bo wszyscy inni robią się strasznie uszczypliwi, kiedy próbuję zasugerować, by mi pokazali, nad czym pracują.
A potem, jakby sobie uświadomił, że źle się wyraża o moich przyjaciołach, natychmiast dodał:
- Nie żeby to było coś złego. Pewnie stworzenie czegoś takiego jest trochę...
163