sobie rozmaite istoty, aby — jak mówił Prometeusz — cieszyć się i cierpieć wraz z nimi. Musiał je rozpoznawać we własnym ciele; dar wzajemności był dla niego możliwy tylko jako dramatyczna fikcja, jako specjalna odmiana sztuki żywej. Ponieważ sztuka dramatyczna wyraża uczucia, których nie musimy doznawać równocześnie, a więc emocje fikcyjne, Robinson mógł „przeżywać lęk” razem z bohaterami swojej wyobraźni, a mimo to pozostał samotny: nawet dar, który czynił z siebie samego był fikcyjny, mimo iż jego dzieło żyło i istniało naprawdę! Być może wszyscy jesteśmy tak samo osamotnieni jak Robinson, ale — chwała ci, Prometeuszu! — jesteśmy samotni razem i gdy rozpoznajemy siebie w naszym bracie, jego dało nie jest naszym własnym; również fikcja dramatyczna nie jest conditio sine qua non naszego zespolenia; zmiany estetyczne narzucone przez muzykę wystarczają, aby stworzyć prąd, który łącząc ciała winien połączyć także nasze dusze. Wielki Nieznajomy, nasze ciało — nasze zbiorowe ciało — bierze w tym udział, odgadujemy jego milczącą obecność, jakby wielkiej utajonej i oczekującej siły; czasem nawet odczuwamy pewną hamowaną radość... Pozwólmy jej wybuchnąć; tę właśnie radość sztuka chce nam dać!
Uczmy się wspólnie żyć sztuką, uczmy się wspólnie przeżywać głębokie wzruszenia, których ona dostarcza, które nas łączą i angażują, które chcą nam dać wolność. Bądźmy artystami! Możemy nimi być.
Przywykliśmy uważać, że artysta jest istotą bardziej niż my niezależną, skłonni jesteśmy wybaczać mu więcej; dobroduszność ta jest mieszaniną zazdrości i podziwu. Podziw płynie z bezinteresownego charakteru sztuki, którą to bezinteresowność przenosimy bezwiednie na artystę, znajdując w tym wytłumaczenie wielu jego słabostek; zazdrościmy zaś istocie, której sami przyznajemy prawo do żyda jakby nieco na marginesie i w bardzo korzystnym oświetleniu. Zdajemy sobie doskonale sprawę, że jest to rezultat umiejętności, której sami nie posiadamy, a z której czerpiemy radość, udzielając dawcy godnego pozazdroszczenia kredytu. Zauważmy jednak, że każda działalność, której szczegółów nie potrafimy przeniknąć, a obserwujemy jedynie efekty, napełnia nas jednakowym uczuciem podziwu i zazdrości. Wielki uczony, astronom, chemik itp... Jest od nas odgrodzony tajemniczością swojego warsztatu pracy. Wyjątkowa praca musi mieć oczywiście wyjątkowy wpływ na charakter; przynajmniej tak chcemy wierzyć, i na karb tego wpływu jesteśmy skłonni z szacunkiem kłaść wszystkie dziwactwa tych, którzy ją wykonują. Praca, której tajników nie znamy, napełnia nas więc podziwem, ale oddziela od człowieka; wielki uczony czy artysta są dla nas wyraźnie czymś innym niż my. Społecznie tak wobec jednego, jak drugiego występujemy w charakterze widzów. I tu, i gdzie indziej wiecznie wyciągamy dłoń w proszalnym geście i jeśli nie zawracamy głowy ludziom interesu, aby nam dali pieniędzy, bo czujemy, że jedzie-my na jednym wózku..., to przez całe życie żebrzemy u tych, których działalność zdaje się nam na tyle bezinteresowna i różna od naszej, że możemy sobie na to pozwolić.
Jest całkiem oczywiste, że od artysty zawsze czegoś oczekujemy, nie troszcząc się wcale o to, co moglibyśmy mu dać w zamian. Pośrednictwo pieniądza pozwala nam być dłużnikami artysty. Wiemy, że parę butów nabywa się w drodze kupna i jeśli zapłaciliśmy szewcowi, mamy problem z głowy. Podziwiając nabyte w taki sam sposób dzieło sztuki czujemy, że nie daliśmy w zamian nic, co mogłoby się z nim równać i że mimo wszystko dzieło nie należy do nas. Wywieszka: „Własność pana X”... jest kłamliwa. Kto kupuje patent wie, że nie nabywa wynalazku. Nic nie może być rekompensatą wielkiego odkrycia ani znakomitego dzieła sztuki; i jedno, i drugie pozostaje na zawsze własnością uczonego i artysty. Przeciwnie, uciekanie się do pośrednictwa pieniądza podkreśla jeszcze mocniej to, że jesteśmy skazani na występowanie w roli widzów.
Te smutne stosunki objawiają się w całej okazałości, gdy kupujemy bilet na koncert, do teatru lub na jakiś wykład: wystawanie w zakręconym ogonku przed kasą sprzedaży lub rezerwacji miejsc jest zawsze upokarzające, toteż wszyscy starają się tam wzajemnie nie zauważać... A jednak nasze życie jest wiecznym oczekiwaniem przed okienkiem artysty, uczonego, kapłana. Uparcie chcemy wierzyć, że te rzeczy można kupić, ale sam gest otwierania kabzy, bez względu na to, ile posiadamy, jest równo-
149